Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi polemar z miasteczka Grodków. Mam przejechane 41661.71 kilometrów w tym 3695.06 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.99 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy polemar.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Zakończenie sezonu.

Wtorek, 3 grudnia 2013 · dodano: 03.12.2013 | Komentarze 0

     Nadszedł czas by napisać coś na temat minionego roku. Sezon rowerowy został zakończony, koniec definitywnie z ostatnim dniem listopada. Takie było postanowienie.
     Od grudnia do końca lutego odstawić rower, a od marca znowu rozpocząć jeśli oczywiście warunki na to pozwolą. Takie założenia mam co roku i w zasadzie się sprawdzają, w zasadzie, bo w tym się nie sprawdziły i sezon rozpocząłem dopiero w maju.
cdn.
     No i nastał Nowy Rok 2014. Teraz mogę już z pewnością powiedzieć, że sezon zakończony. Mogę go podsumować, zarówno pod względem dokonań rowerowych jak i innych związanych z aktywnością fizyczną i nie tylko. Bo zaznaczyć tu chcę że oprócz pasji jazdy rowerem mam jeszcze inne, inne upodobania, między innymi chodzenie po górach oraz ogólne szwędanie się po ciekawych okolicach i zwiedzanie interesujących miejsc.
     Rok też ten mogę uznać za udany pod wieloma względami, bo i pojeździłem rowerem, odbyłem kilka ciekawych delegacji zarówno krajowych jak i zagranicznych które pozwoliły mi poznać nowe miejsca a i odwiedzić już widziane, no a i wypadów w góry było też nie mało.
     Sezon rowerowy w tym roku zaczął się bardzo późno, gdyż dopiero w maju. W maju usiadłem na swój rower na pierwszą przejażdżkę. Być może ktoś zwrócił uwagę, że napisałem na swój rower, a napisałem tak dlatego, że w kwietniu miałem okazję wsiąść na rower wypożyczony. No i być może powinienem napisać, że sezon rowerowy rozpocząłem dokładnie 27 kwietnia w Zakopanem bo tam też miała miejsce pierwsza przejażdżka rowerem po Dolinie Chochołowskiej. Ja jednak będę trzymał się opcji majowej i jazdy na swoim rowerze.
     Zacznę jednak opis od początku roku i wydarzenia opiszę chronologicznie, tak jak to miały miejsce. I tak:

     W styczniu nic specjalnego się nie działo, no poza tym, że zorganizowałem sobie z kolegą kilka wyjazdów na basen do Strzelina.
Organizm przez większość roku jest w moim przypadku przyzwyczajony do jakiegoś ruchu, jakiegoś wysiłku. By dać mu jakieś zajęcie a tym samym nie przesiedzieć całego miesiąca całkowicie w domu, to jeździliśmy raz w tygodniu na basen. Jak się okazuje, w Strzelinie, miejscowości oddalonej od Grodkowa o 30 km powstał ciekawy kompleks kąpielowy. Baseny, sauny i inne atrakcje. Dużo ciekawszy niż w bliżej położonym Brzegu. Od razu po pierwszej wizycie przypadł nam do gustu. I tak korzystamy z niego w ten sposób, że w pierwszej kolejności pływamy minimum godzinę, później relaksujemy się w jacuzzi, następnie odwiedzamy sauny, zarówno suchą jak i parową. Po saunie relaksujemy się na masażach w basenie z bąbelkami i biczami wodnymi. Po odpoczynku powtórka z ewentualnymi zmianami. Tak jesteśmy w stanie spędzić tam od 4-rech do 5-ciu godzin. Bo jak się wybieramy to na całe popołudnie. Ze względów ekonomicznych między innymi.
     Pływając liczę sobie ile długości przepłynąłem, i tak zaczynałem od 80-ciu czyli 2 000 metrów. Z tygodnia na tydzień liczba długości się zwiększała, standardem było 3 000 m, a bywało ponad 4 tys. Rekord natomiast mój to 5 500 metrów. Nie powiem, wtedy to się napływałem, pływanie i do tego sauna wykończyły mnie, czułem się tak jak po przejechaniu 150 km na rowerze.
     Na basen jeździliśmy w zasadzie regularnie raz w tygodniu do końca marca. No jeden wyjazd trafił się nam jeszcze w maju.
    A od maja sezon rowerowy. Ale zanim się rozpoczął to w między czasie zorganizowałem sobie kilka wyjazdów w góry oraz miałem okazję pojechać kilka razy w delegację.

     I tak w lutym trafił się wyjazd do Warszawy. Nic szczególnego, poza tym, że miałem okazję przespacerować się nocą po mieście i zrobić kilka fotografii. Robiąc to zdjęcie nie spodziewałem się że obiekt na nim widoczny będzie w przyszłości wzbudzał tyle kontrowersji.
Tęcza na Placu Zbawiciela
Tęcza na Placu Zbawiciela © polemar
Kościół Najświętszego Zbawiciela
Kościół Najświętszego Zbawiciela © polemar
Warszawa nocą
Warszawa nocą © polemar

    Z rana po przebudzeniu z okna pokoju hotelowego zrobiłem zdjęcie zamkniętemu i obecnie remontowanemu Hotelowi Warszawa.
Plac Powstańców Warszawy
Plac Powstańców Warszawy © polemar
    Przedwojenny budynek zaliczał się do najwyższych w Europie i najwyższego w Polsce. Dla ciekawostki dodam, że miałem okazję w nim spać jeszcze przed zamknięciem.

     Na przełomie lutego i marca zorganizowaliśmy wraz ze znajomymi wyjazd do Karpacza, między innymi z zamiarem zdobycia Śnieżki. Byłem na tym szczycie kilka razy, ale nigdy jeszcze zimą.
Zimowe wyjście miało miejsce, tylko niestety, nie wejście. Góra nas pokonała, góra i w zasadzie warunki atmosferyczne.
W zimowej scenerii w drodze na Śnieżkę
W zimowej scenerii w drodze na Śnieżkę © polemar

Dotarliśmy tylko albo aż do Schroniska Dom Śląski. Do szczytu zabrakło niecałej godziny, ale warunki pogodowe na to nie pozwoliły.
Dom Śląski spowity chmurami
Dom Śląski spowity chmurami © polemar

      Musiałem się pogodzić z porażką i wrócić nieusatysfakcjonowany do pensjonatu.
Na drugi dzień pogoda była już na tyle sprzyjająca by można było kontynuować zdobywanie, niestety, my nie byliśmy w stanie, tak dzień wcześniej dostaliśmy w d….ę. Kolega skręcił nogę w stawie kolanowym a mnie tak obtarły buty, że ledwo chodziłem. Pozostało nam zorganizować coś na miejscu by nie trzeba było zbyt dużo chodzić. Postanowiliśmy iść do Gołębiewskiego by zregenerować się na basenach, saunie i masażach, dodatkowo w tężni i komnacie solnej. To wszystko się mieści w kompleksie hotelowym Gołębiewski w Karpaczu.
Hotel Gołębiewski w Karpaczu Górnym
Hotel Gołębiewski w Karpaczu Górnym © polemar
     Hotel jest tak położony by z tego punktu można było się napawać pięknymi widokami okalających go szczytów. I tak leżąc w jacuzzi miałem okazję patrzeć na Śnieżkę. W ten oto sposób mieliśmy okazje ją zobaczyć.
Śnieżka i fragment zbocza Kopy
Śnieżka i fragment zbocza Kopy © polemar

     Dwa dni po Karpaczu pojechałem drugi raz w tym roku w delegację do Warszawy. Był to wyjazd trzydniowy na targi na których się wystawialiśmy. Scenariusz standardowy, od rana do późnego popołudnia na stoisku a wieczorem czas wolny.
Po ciężkim dniu pracy najlepiej jak dla mnie jest się zrelaksować przy piwie.
Gdzieś w Warszawskiej knajpie
Gdzieś w Warszawskiej knajpie © polemar

I dobrym jedzeniu.
Kaczka pieczona
Kaczka pieczona © polemar
    Tradycyjnie tym którzy Warszawy nie znali pokazałem najciekawszą jej część. Przespacerowaliśmy się Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem na Stare Miasto.
Pałac Prezydencki
Pałac Prezydencki © polemar

Zamek Królewski
Zamek Królewski © polemar

    W marcu też, a konkretnie by dzień swoich urodzin uczcić wybrałem się z bratem i kolegą na zimowe zdobycie Śnieżnika. Jak nie Śnieżka to Śnieżnik pomyślałem i tak też zrobiłem.
Wyjście z Kletna poprzez Żmijowiec, Przełęcz Śnieżnicką i schronisko Na Śnieżniku.
Szlak ze Żmijowca na Śnieżnik
Szlak ze Żmijowca na Śnieżnik © polemar

Schronisko na Śnieżniku
Schronisko na Śnieżniku © polemar

Na szczycie Śnieżnika
Na szczycie Śnieżnika © polemar

    Powrót w odwrotnej kolejności, z tym że postanowiliśmy przysiąść w schronisku by coś przekąsić i uzupełnić płyny. Wycieczka wspaniała, warunki pogodowe poza lekkim mrozem i silnym wiatrem można by rzec idealne. Widoki przez to były piękne.
     W kwietniu miałem okazję odbyć lot z Krakowa do Brukseli, a stamtąd wypożyczonym samochodem po belgijskich autostradach pojechać do przygranicznego z Luksemburgiem miasteczka Arlon.
Nad Europą
Nad Europą © polemar

Miałem okazję pić belgijskie piwo i z całą stanowczością stwierdzam, że nigdzie indziej smaczniejszego nie piłem. Zakupione w pobliskim sklepie i degustowane w pokoju hotelowym.
Belgijskie piwo
Belgijskie piwo © polemar

     Dla koneserów piwa jest to niewątpliwie delikates wśród tych trunków, zarówno piwo zakupione w sklepie jak i lane w knajpie.
Belgowie to przyjazny naród, czego dowodem było bardzo miłe potraktowanie nas w jednej z piwiarni.
W Belgijskiej knajpie
W Belgijskiej knajpie © polemar

     Pod koniec kwietnia zadzwonił do mnie kolega, ten z którym byłem na Śnieżniku i zaproponował wyjazd do Doliny Chochołowskiej celem zobaczenia krokusów.
Krokusy
Krokusy © polemar

     Mi takich propozycji dwa razy nie trzeba składać. Wyjechaliśmy w sobotę 27-go prosto do Doliny Chochołowskiej.
Na tle Kominiarskiego Wierchu
Na tle Kominiarskiego Wierchu © polemar

      Tam miała miejsce wspomniana wcześniej pierwsza jazda rowerem. By nie tracić czasu i sił jest możliwość wypożyczenia rowerów na wlocie do doliny i podjechania jak najbliżej jej końca. Tak też zrobiliśmy, podjechaliśmy gdzieś około 4-rech kilometrów. A dalej na piechotę do Schroniska.
By wycieczka była bardziej udana to zaplanowaliśmy jeszcze wejście na Grzesia.
Na Grzesiu
Na Grzesiu © polemar

     Po noclegu w Zakopanem przed wyjazdem do domu zaproponowałem jeszcze by podejść na Rusinową Polanę. Towarzysze przystali na tę propozycję.
Na Rusinowej Polanie
Na Rusinowej Polanie © polemar

      No i rozpoczął się sezon rowerowy, 4-go maja miała miejsce pierwsza jazda rowerem. W maju udało się przejechać 546 km w 10 dni, czyli średnia na przejażdżkę jak łatwo obliczyć wyniosła 54,6 km. Nie ma co tu przytaczać ciekawych wycieczek rowerowych, bo takowych nie było.
     Natomiast do ciekawych niewątpliwie należała wycieczka zorganizowana wspólnie ze znajomymi z pracy w Masyw Śnieżnika. A konkretnie do schroniska Na Śnieżniku. To miało być drugie w tym roku wejście na Śnieżnik.
Wyjechaliśmy w piątek po pracy, dojechali do Kletna, tam zostawiliśmy samochody i piechotą podążyliśmy do schroniska. W sobotę odwiedziliśmy Międzygórze.
Zabudowa Międzygórza
Zabudowa Międzygórza © polemar

      Z Międzygórza wybraliśmy szlak inny niż ten którym zeszliśmy i spod Wodospadu Wilczki wyruszyliśmy na szczyt. Było to drugie wejście na ten szczyt w tym roku, tym razem wiosenne.
Na Śnieżniku
Na Śnieżniku © polemar

W dzień wyjazdu zwiedziliśmy jeszcze Jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie.

     W czerwcu jak przystało na miesiąc o długich dniach, można by było organizować dłuższe przejażdżki. W planie było kilka. Nie mogę powiedzieć, że miesiąc był nie udany, ale stwierdzam, że nie w pełni byłem usatysfakcjonowany. Choć nie powiem, udało się zrealizować dwa konkretne wypady.
     Jeden w pobliże Gór Sowich i Bardzkich o dystansie 203 km, podczas którego odwiedziłem Strzelin, Niemczę, Przerzeczyn-Zdrój gdzie miałem okazję napić się wody zdrojowej. Następnie dojechałem w pobliże Srebrnej Góry, do Ząbkowic Śląskich, Kamieńca Ząbkowickiego i Ziębic.
Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim
Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim © polemar

      Drugi ze znajomymi w Góry Złote, podczas którego odwiedziliśmy Złoty Stok, Lądek Zdrój gdzie tradycyjnie jak w każdym zdroju mam ochotę na łyk wody zdrojowej, którą i tym razem spróbowałem.
Lądek Zdrój
Lądek Zdrój © polemar

    Wypadów planowałem więcej, ale odpadło 7 dni które mógłbym przeznaczyć na jazdę, odpadło ze względów innych wyjazdów.
A złożyło się na to kilka jednodniowych delegacji: do Warszawy, Poznania i Katowic oraz czterodniowy wyjazd w Tatry.
Jeśli w przypadku delegacji były to wyjazdy jałowe i nieistotne, tak wyjazd w Tatry przeciwnie.
Zorganizowaliśmy go z kolegami z pracy, wyjechali w czwartek 20-go a wrócili w niedzielę 23-go. Noclegi mieliśmy zorganizowane w schronisku W Dolinie Roztoki. Przepiękne schronisko, urokliwe miejsce.
Schronisko Roztoka
Schronisko Roztoka © polemar

     W planie było wejście na Rysy oraz przejście przez Szpiglasową Przełęcz, bądź z Dolina Pięciu Stawów Polskich bądź spod Morskiego Oka. No a na niedzielę planów konkretnych nie było, po prostu miało coś wyjść w trakcie.
Okolice Czarnego Stawu nad Morskim Okiem
Okolice Czarnego Stawu nad Morskim Okiem © polemar

    Przez kolegów zostało wszystko zrealizowane, mi niestety nie udało się wejść na Rysy. Jak się okazuje, po mojej kontuzji nie byłem na tyle dobrze przygotowany by odbyć tę wędrówkę. Byłem zmuszony zawrócić znad Czarnego Stawu pod Rysami.
W drodze na Rysy
W drodze na Rysy © polemar

Przejechany dystans w czerwcu to 936 km. Nie jest to wynik niesatysfakcjonujący, ale mogłoby być lepiej.

     W miesiącu lipcu wynik był już powyżej tysiąca przejechanych kilometrów, 1227 km w 16 dni. Jedna dłuższa wyprawa, to jest 202 km w Góry Sowie. Trasa przebiegała przez Ziębice, Ząbkowice Śląskie, Srebrna Góra z przełęczą Srebrną, zjazd do Jugowa, Przełęcz Jugowska, zjazd do Pieszyc, Bielawa, Przerzeczyn Zdrój i tradycyjnie woda zdrojowa, następnie do Niemczy, Strzelina i Grodkowa.
Przerzeczyn Zdrój i miejsce ujęcia wody źródlanej w parku zdrojowym
Przerzeczyn Zdrój i miejsce ujęcia wody źródlanej w parku zdrojowym © polemar

     Inną atrakcją miesiąca był czterodniowy wyjazd w delegację do Holandii i Belgii. Nie było to, to czego bym oczekiwał, ale nowo poznane tereny, odwiedzone miejsca i degustacja nowych i ciekawych potraw na długo pozostaną w pamięci.
Żałuję, że nie skorzystałem z okazji i nie wykąpałem się w Morzu Północnym, bo była okazja
Nad Morzem Północnym w Holandii
Nad Morzem Północnym w Holandii © polemar

Może jak na lipiec nie było zbyt ciepło i śmiałków kąpieli przez to niewielu, to ja jednak mogłem spróbować i tego doświadczyć.

     Sierpień pod względem jazdy na rowerze był miesiącem rekordowym, 1643 km przez 21 dni. Zapewne wynik byłby jeszcze lepszy, ale tradycyjnie kilka dni wypadło, między innymi dwa wypady w góry i kilka delegacji jednodniowych.
Wypady w góry to zdobycie kolejnego ze szczytów Korony Gór Polski. Wyjazd zaproponowany przez kolegę, tym razem padło na Babią Górę w Beskidzie Żywieckim.
     W dzień przyjazdu i ulokowaniu się w schronisku Na Markowych Szczawinach skąd zaplanowaliśmy bazę wypadową, rozpadało się na dobre i tak paskudna pogoda towarzyszyła nam dnia następnego.
Na Babiej Górze
Na Babiej Górze © polemar

      Trzeciego dnia pogoda się poprawiła i postanowiliśmy drugi raz wejść na Babią Górę, z tym, że innym szlakiem. Wybraliśmy szlak żółty ze schroniska zwany Percią Akademików. Po zdobyciu szczytu zeszliśmy na Przełęcz Brona i by nie iść tym samym szlakiem co dzień wcześniej, wybraliśmy opcję dojścia bezpośrednio do parkingu w Markowych gdzie stał zaparkowany nasz samochód poprzez Małą Babią Górę. I tak udało nam się zdobyć dodatkowo jeszcze Małą Babią Górę.
Na szczycie Małej Babiej Góry
Na szczycie Małej Babiej Góry © polemar

     Kilka dni później zostaliśmy zaproszeni przez znajomych do Koniakowa. Tam w drugi dzień pobytu w ramach wypocenia toksyn, które nagromadziły się w organizmie dnia poprzedniego podczas wspólnego ogniska, zaproponowałem wyjście na Baranią Górę. Nie mógłbym sobie darować tego by jej nie zdobyć będąc tak blisko. Dziewczyny zostały w obozie, a męska ekipa wyruszyła zdobywać szczyt.
Na szczycie Baraniej Góry
Na szczycie Baraniej Góry © polemar

      Jeśli chodzi natomiast o wycieczki rowerowe, to padł kolejny rekord w długości trasy. Tym razem był to kolejny etap związany z przejazdem wzdłuż rzeki Nysy Kłodzkiej, to jest do jej źródeł.
Sama jazda wzdłuż rzeki nie była imponująca jeśli chodzi o długość, bo był to odcinek od Kłodzka do Długopola ale najpierw trzeba było dojechać do Kłodzka i wrócić z Długopola. Dystans wyniósł 220 km w potwornym upale dodam. Tradycyjnie przejeżdżając przez miejscowość uzdrowiskową jaką jest Długopole wstąpiłem do pijalni wód zdrojowych.
Pijalnia w Długopolu
Pijalnia w Długopolu © polemar

     Kolejnym dystansem powyżej setki i nowo poznanymi terenami był wyjazd do Czech w rejony Gór Ryhlebskich. Granicę przekroczyłem w Kałkowie i trafiłem do Vidnavy. Stamtąd w okoliczne wspomniane wcześniej góry. Jeden podjazd i powrót przez przejście graniczne w Sławniowicach.
Rynek w Vidnawie w Czechach
Rynek w Vidnawie w Czechach © polemar

      Następnym z dłuższych to etap płaski po Opolszczyźnie a konkretnie między innymi do Mosznej, Krapkowic i Rogowa Opolskiego w celu zobaczenia tamtejszych zamków. Etap nazwałem „Szlakiem zamków Opolszczyzny”, do wymienionych wcześniej trzech mogę jeszcze dodać zamek w Niemodlinie i Kopicach. Czyli pięć zamków w ciągu jednego dnia, dystans to 161 km.
Zamek w Mosznej
Zamek w Mosznej © polemar

Zamek w Krapkowicach
Zamek w Krapkowicach © polemar

Zamek w Rogowie Opolskim
Zamek w Rogowie Opolskim © polemar

      Wrześniowa pogoda nie sprzyjała jeździe na rowerze. Przejechane tylko 653 km. Kilka standardowych przejażdżek po okolicznych terenach. Między innymi byłem sprawdzić czy pojawiły się grzyby, bo mam takie trasy że gdy tylko są, to mogę pogodzić jazdę wraz z nazbieraniem trochę grzybków choćby na jajecznicę. W tym roku niestety nie było grzybów w tych rejonach co jeździłem. Odbyłem jeden wyjazd na Wzgórza Strzelińskie i tylko jeden dystans powyżej 100-tu km w rejony Paczkowa.
     Z innych ciekawostek miesiąca to wyjazd delegacyjny do Luxemburga. Tym razem spaliśmy poza granicami Luksemburga a mianowicie w Belgijskim mieście Arlon. Zresztą nie pierwszy raz, gdyż warunki tam o wiele lepsze, no i dostęp do piwa znakomity.
Belgijskie Piwo
Belgijskie Piwo © polemar

Kolekcja piwa z Belgii
Kolekcja piwa z Belgii © polemar

Poza degustacją piwa nic ciekawego nie zobaczyłem. Wyjazd że tak powiem, jałowy.

     W miesiącu październiku przejechałem 1060 km, czyli wynik jak na tę porę roku satysfakcjonujący. Dwa dystanse powyżej „setki” w tym jedna wycieczka do Jawornika i Jesenika.
Zamek w Jaworniku
Zamek w Jaworniku © polemar

Rynek w Jeseniku
Rynek w Jeseniku © polemar

Kolejnym ciekawym wypadem rowerowym miał być wjazd na Pradziada.
Za górami za lasami widać Pradziada
Za górami za lasami widać Pradziada © polemar
Pradziad w oddali © polemar

Na przełęczy Videlskiej
Na przełęczy Videlskiej © polemar

    Niestety nie udał się, z powodów technicznych a konkretnie z powodu awarii roweru kolegi. Jazdę zakończyliśmy w Karlowej Studance
Pijalnia wód zdrojowych w Karlowej Studance
Pijalnia wód zdrojowych w Karlowej Studance © polemar

     Dystans października niezły, przede wszystkim pogoda dopisała.
Poza udanym miesiącem pod względem jazdy to i chcę jeszcze dodać, że był też udany pod względem wypadów w góry.
Tym razem odwiedziłem dwa razy Karkonosze. Tydzień po tygodniu, i zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku spałem w Schronisku Samotnia. Wyjazdy niby takie same, ale jakże odmienne choćby ze względu na towarzystwo i warunki pogodowe. Dwa wejścia na Śnieżkę, z różnych stron i podczas odmiennej pogody. Dla kogoś kto lubi góry nie ma znaczenia że jest się w tym samym miejscu w weekend po weekendzie.
      Drugi wyjazd był zaplanowany od kilku miesięcy wraz ze znajomymi z pracy. Natomiast pierwszy wyskoczył nagle i niespodziewanie. Zaproponował mi go kolega a że wiadomo, mnie do takich wyjazdów nie trzeba namawiać.
Schronisko Samotnia
Schronisko Samotnia © polemar
Na Śnieżce podczas pierwszego wyjazdu
Na Śnieżce podczas pierwszego wyjazdu © polemar
Na szczycie Śnieżki tydzień później
Na szczycie Śnieżki tydzień później © polemar

     Dwa całkowicie udane wyjazdy, może nie poznane nowe tereny, ale odświeżone stare i obejrzane z innej perspektywy.
W miesiącu tym rozpoczęliśmy z kolegą intensywną jazdę na basen do Strzelina.

     Listopad to miesiąc w którym zazwyczaj kończę sezon rowerowy. Tak też i było w tym roku. Szkoda że tylko raz udało się wsiąść na rower, ale warunki atmosferyczny wyjątkowo mi nie sprzyjały.
Poza tą jedną jazdą trafił się wyjazd w Góry Kamienne a dokładnie do Schroniska Andrzejówka i zdobycie między innymi Waligóry. Oprócz wymienionego szczytu byliśmy jeszcze na granicznym szczycie Szpiczak a także odwiedziliśmy ruiny zamku Radosno a następnie miejscowość Sokołowsko.
Schronisko Andrzejówka w Górach Kamiennych
Schronisko Andrzejówka w Górach Kamiennych © polemar
Na szczycie Waligóry
Na szczycie Waligóry © polemar

     Delegacja do Warszawy i wygospodarowanie trochę czasu pozwoliło mi w końcu na to by dotrzeć do miejsca gdzie budowana jest Świątynia Opatrzności Bożej. Chciałem ją zobaczyć ze względów architektonicznych, gdyż jest okazałą i ciekawą budowlą.
Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie
Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie © polemar

     Tak oto zakończył się sezon rowerowy. Rower odstawiłem do rodziców i powiesiłem na haku, niech czeka na sprzyjające warunki w 2014 roku. W planie mam rozpocząć sezon w marcu, jak wyjdzie to się okaże. Nie jest to sztywny termin, bo patrząc na rok miniony, to nie ma co planować i jeśli się trafi sprzyjająca pogoda w styczniu czy lutym to rozpocznę jazdę już wtedy.

     Sezon rowerowy się zakończył, ale nie zakończył się rok a tym samym możliwość zorganizowania jakiegoś wyjazdu w góry.
Grudzień miał w swoim okresie dwie ciekawe jak dla mnie daty, to jest 11.12.13 r. oraz dzień urodzin mojej córki Karoliny 13.12.13 r. No i jako, że przywiązuję wagę do takich ciekawostek i zbieżności to postanowiłem, że właśnie w tych dniach zorganizuję jakieś wyjazdy w góry. Oczywiście takie by to można było odnotować w swoim notesiku, a żeby to zrobić to powinny to być albo nowe szczyty alb powtórzone z tym, że o innej porze roku. Jesienną porą było kilka w pobliżu do zdobycia, większość w obrębie Kotliny Kłodzkiej. I tak na 11-go grudnia padło na Kłodzką Górę w Górach Bardzkich a 13-go na Śnieżnik.
     Kłodzką górę zdobyłem idąc nowym jak dla mnie szlakiem wraz z kolegą którego udało mi się namówić na ten wyjazd. Wzięliśmy sobie urlopy i samochodem pojechaliśmy do Barda. Wyruszyliśmy z parkingu przy zakolu Nysy Kłodzkiej gdzie koniec swój ma jedna z okolicznych atrakcji, którą jest spływ kajakami lub pontonami. Stamtąd poprzez na szczyt Kalwarii, gdzie wzdłuż szlaku biegnie droga krzyżowa której zwieńczeniem jest Kaplica Górska. Następnie przez Ostrą Górę, na której zboczach mieliśmy okazje trochę pobłądzić doszliśmy do Przełęczy Łaszczowa a stamtąd do celu czyli na Kłodzką Górę. Powrót tą samą trasą, gdyż w zasadzie nie ma innej możliwości.
Na szczycie góry Kalwaria w Bardzie
Na szczycie góry Kalwaria w Bardzie © polemar
Na szczycie Kłodzkiej Góry
Na szczycie Kłodzkiej Góry © polemar

    Natomiast 13-go grudnia w piątek wraz z bratem wybraliśmy się na Śnieżnik. Oczywiście należało wybrać taki szlak, którym jeszcze nie szedłem. Padło na wejście z Kamienicy.
Śnieżnik w zimowej szacie
Śnieżnik w zimowej szacie © polemar

     Najpierw szlakiem żółtym do Przełęczy Pod Graniczną Górą, tam wzdłuż granicy szlakiem zielonym. Ze względu na trudne warunki na szlaku musieliśmy zejść na czeską stronę i do szczytu dotrzeć szlakami czeskimi. Przy tej okazji mieliśmy możliwość dotrzeć do źródeł Morawy. Stamtąd już było około 500 metrów do szczytu.
Zimą na szczycie Śnieżnika
Zimą na szczycie Śnieżnika © polemar

    Zdobycie szczytu zadedykowałem mojej córce Karolinie. Dokładnie 22 lata wcześniej, też w piątek przyszła na świat.

     Trzeci wyjazd w góry trafił się niespodziewanie. Zaczęło się od tego, że wraz z kolegą z pracy mieliśmy jechać w delegację do Krakowa. Zrodził się nam w głowie plan, by po załatwieniu spraw służbowych zorganizować coś dla siebie. Jednogłośnie, a raczej jednomyślnie zaproponowaliśmy Turbacz w Gorcach.
Obelisk na Turbaczu
Obelisk na Turbaczu © polemar

      Plan jak dla mnie świetny, gdyż tego szczytu jeszcze nie miałem w swojej „kolekcji”. Przed wyjazdem zrobiłem wszystkie niezbędne wyliczenia dotyczące czy wystarczy nam czasu. Po przeanalizowaniu, było wiadomo o której musimy wyjechać z Grodkowa by załatwić sprawy w Krakowie i zdążyć dotrzeć do Nowego Targu. Stamtąd wejść najkrótszym szlakiem na szczyt i powrócić do samochodu przed zmrokiem. Później czekał nas jeszcze czterogodzinny powrót do domu.
Padło na 23 grudzień, czyli na dzień przed Wigilią. Oznaczało to, że będzie to już zimowe wejście na szczyt.
Wszystko poszło zgodnie z planem, podróż, wizyta w Krakowie, dotarcie do Nowego Targu, wejście na szczyt i powrót. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale zdążyliśmy.
Szczyt Turbacza zimą zdobyty
Szczyt Turbacza zimą zdobyty © polemar

Pogoda nam dopisała, mieliśmy piękne widoki na Tatry.
Tatry widziane ze szlaku na Turbacz
Tatry widziane ze szlaku na Turbacz © polemar

     Przed końcem roku udało się zorganizować taki świetny wyjazd. W Gorce trzeba kiedyś powrócić.
Tym oto akcentem mogę zakończyć podsumowanie. Teraz jeszcze tylko trochę liczb.

No i tak podsumowując „rowerowo” rok 2013 to:
6180 km przejechanych w 80 dni.
1643 km – najdłuższy dystans miesiąca,
220 km – najdłuższy dystans dnia,
77,25 km – średnia dnia,
71,8 km/h – max prędkość,
30,78 km/h – największa średnia dnia,
1759 m – suma podjazdów w jednym dniu.

     Z innych ciekawostek poza rowerem, to zdobycie dwóch kolejnych szczytów z KGP, to jest Babiej Góry oraz Turbacza. Poza nowymi, wchodziłem kolejny już raz na szyty już wcześniej zdobyte, i było ich 8. Rekord należy do Śnieżnika – 3 razy, Śnieżka – 2 razy, Babia Góra – 2 razy.
     Dla ciekawostki, to Śnieżnik jak na razie to jedyna góra zdobyta o każdej porze roku. Następną w kolejności planuję Śnieżkę, jest okazja, bo brakuje mi wejścia zimowego czyli do zrealizowania najszybciej.
Podsumowując to:
29 – dni spędzonych w górach,
299,6 km – na szlaku,
103:55 godzin na szlaku,
14 456 m – suma podejść,
14 544 m – suma zejść.

Na basenie byłem:
20 razy i przepłynąłem
66,5 km,
5,5 km - najwięcej podczas jednego dnia.

     Podczas wysiłku i ruchu z organizmu uchodzi w atmosferę dużo wody, należy ją uzupełniać pod postacią różnych płynów. Między innymi można piwem, i tak dla ciekawostki w 2013 roku wypiłem:
820 piw.