Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi polemar z miasteczka Grodków. Mam przejechane 41661.71 kilometrów w tym 3695.06 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.99 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy polemar.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:303.35 km (w terenie 8.00 km; 2.64%)
Czas w ruchu:13:52
Średnia prędkość:21.88 km/h
Maksymalna prędkość:56.80 km/h
Suma podjazdów:1377 m
Maks. tętno maksymalne:177 (90 %)
Maks. tętno średnie:141 (72 %)
Suma kalorii:10155 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:50.56 km i 2h 18m
Więcej statystyk
  • DST 81.10km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 20.36km/h
  • VMAX 56.80km/h
  • Temperatura 20.5°C
  • HRmax 177 ( 90%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 2835kcal
  • Podjazdy 665m
  • Sprzęt Bike Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka na Gromnik.

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 29.09.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj niespodziewanie wypadł wyjazd na Gromnik. Zadzwonił z rana Jacek i zapytał co robię, no i zaproponował wyjazd na Gromnik. Przystałem na to, wymieniłem tylną oponę i pojechaliśmy, do Przeworna przez Sarby i dalej tradycyjnie. Pierwszy postój na parkingu pod Gromnikiem,.

Na parkingu pod Gromnikiem. © polemar

Pieszo szlakiem jak widać 10 min, rowerem drogą dalej ale czasowo tak samo.
Drogowskaz na parkingu pod Gromnikiem. © polemar

Wzgórza Strzelińskie a ściślej sam Gromnik porośnięty jest pięknymi i dorodnymi bukami. Jeden z nich się powalił, ale pozostałe stoją i prezentują się pięknie.
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,325768,bukowy-las-na-gromniku.html]
Bukowy las na Gromniku. © polemar
[/url]
No i na szczycie pamiątkowa fotka z wieżą widokową, na którą jak na razie nie ma wejścia.
Wieża widokowa na Gromniku. © polemar

Z Gromnika zjechaliśmy do Romanowa, następnie na Wadachowice i do Henrykowa. Tam zaproponowałem Jackowi by wstąpić i zobaczyć klasztor Cystersów. Oto brama wjazdowa.
Brama wjazdowa na tereny Klasztorne w Henrykowie. © polemar

Pamiątkowa fotka na tle klasztoru w Henrykowie.
Na tle klasztoru w Henrykowie. © polemar

Z Henrykowa pojechaliśmy w kierunku Ziębic, ale przed skręciliśmy na Kalinowice, stamtąd z górki do Sarb, następnie do Strzegowa i do domu. Po powrocie na ławeczce po zimnym piwie. Ekstra tak się nawodnić po takiej wycieczce.




  • DST 54.20km
  • Czas 02:21
  • VAVG 23.06km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 167 ( 85%)
  • HRavg 128 ( 65%)
  • Kalorie 1716kcal
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt Bike Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ta sama trasa co ostatnio.

Środa, 26 września 2012 · dodano: 26.09.2012 | Komentarze 0




  • DST 53.01km
  • Czas 02:08
  • VAVG 24.85km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 23.5°C
  • HRmax 169 ( 86%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 1855kcal
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt Bike Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

To samo co wczoraj.

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 0

Trasa ta sama co wczoraj.




  • DST 52.81km
  • Czas 02:40
  • VAVG 19.80km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 23.1°C
  • HRmax 149 ( 76%)
  • HRavg 129 ( 66%)
  • Kalorie 1836kcal
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt Bike Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po dłuższej przerwie.

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 0

Wrzesień jak widać po wpisach mizerny w jazdę, nie sprzyjają warunki, jak nie pogoda to wyjazdy.




  • DST 10.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Temperatura 15.5°C
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Bike Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerem w Dolinie Chochołowskiej.

Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 1

Nie spodziewałem się, że podczas wypadu w Tatry na piesze wędrówki, trafi mi się okazja przejechać Dolinę Chochołowską na rowerze. Nie na moim co prawda, ale rowerze.
Oto opis ostatniego dnia pobytu w Tatrach.
Pobudka rano już bez budzika, nie było się gdzie i po co spieszyć. Plany uległy zmianie, po dwóch intensywnych dniach wędrówki nogi chyba nie byłyby w stanie ponieść nas na Babią Górę. Wypad na ten wierzchołek nie byłby spacerem, różnica przewyższeń to po-nad 700 metrów i dystans w jedną stronę około trzech godzin. Biorąc pod uwagę nasze tempo to wyszło by zapewne z cztery. Później jeszcze powrót do samochodu i droga do do-mu. Stwierdziliśmy, że nie ma to sensu i w niedzielę zrobimy sobie luźny spacer w Dolinie Chochołowskiej. Wstaliśmy i tak do-syć wcześnie, śniadanie, pakowanie i po opuszczeniu ośrodka pojechaliśmy do wylotu Doliny Chochołowskiej. Dotarliśmy na parking, na granicy z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Niestety tu nie miałem zniżki na parkowanie, trzeba było wydać 20 zł na parkowanie, gdyż jak się okazało są to miejsca prywatne. Zakupiliśmy bilety wstępu i poszliśmy do wypożyczalni rowerów. Plan był taki, że jedziemy rowerami do najdalszego punktu oddalonego o 5 km, tam zostawiamy rowery i dalej idziemy pieszo. Jest możliwość podjechania rowerem do samego schroniska, ale my mieliśmy ochotę na spacer w tej ładniejszej części doliny. Wypożyczenie roweru 10 zł, warte nadrobionego czasu i zaoszczędzonych sił.

Początek Doliny Chochołowskiej. © polemar

Drogą asfaltową jechaliśmy łagodnie pod górkę, minęliśmy Polanę Huciską na której był pierwszy punkt na którym można zostawić rower, minęliśmy kolejny. Asfalt się skończył, zaczęła się kamienista droga, nie miało to jednak znaczenia, bo opony w rowerze szerokie.
Leszek w Dolinie Chochołowskiej. © polemar

Nie jestem przyzwyczajony do takiej jazdy, na takim zwłaszcza rowerze, to co innego niż moja kolarzówka. Ale na swoim było by nieciekawie na tych ostrych kamieniach, zapewne szybko bym załatwił opony i przebił dętkę. Dużo turystów wypożycza rowery by dostać się jak najszybciej i jak najbliżej Polany Chochołowskiej. I tak jak przez ostatnie dwa dni podczas wędrówki byłem wyprzedzany przez prawie wszystkich turystów, tak dzisiaj byłem w swoim żywiole i nie było na mnie mocnych, odstawiłem Leszka, wyprzedzałem wszystkich po kolei przy tym nie męcząc się wcale.
Leszek coraz bliżej celu. © polemar

Miałem przez to czas by się zatrzymywać i robić zdjęcia nadjeżdżającemu Leszkowi. Dotarliśmy do ostatniego punktu pozostawiania rowerów. Z tego miejsca już pieszo, do schroniska było około godziny. Mijaliśmy wejścia na różne szlaki Tatr Zachodnich, między innymi na Siwą Przełęcz, Iwanicką Przełęcz, Trzydniowiański Wierch.
W drodze do celu, Polany Chochołowskiej. © polemar

Do Plany Chochołowskiej było coraz bliżej, zza zakrętu zaczęły wyłaniać się szczyty nad nią górujące, Grześ, Rakoń, Wołowiec. Po paru minutach byliśmy już na Polanie. Jest to dosyć duża trawiasta łąka, w tym przypadku hala górska leżąca po prawej stronie na zboczach Bobrowca. Stoi na niej wiele drewnianych domków, szałasów które były kiedyś siedzibami baców.
Na polanie Chochołowskiej. © polemar

Nawiasem mówiąc teraz też w kilku jeszcze jest prowadzona produkcja serów a na samej polanie kultowy wypas owiec. Mieliśmy okazję zobaczyć stado, w tym przypadku kierdel i bacę, który tych owiec pilnował.
Stado owieczek na Polanie Chochołowskiej. © polemar

Owce mają poprzyczepiane dzwonki i dzięki temu słychać jak się przemieszczają. Ciekawe doznanie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszałem.
Szałas na Polanie Chochołowskiej. © polemar

Bacówek oznaczonych tabliczkami jako zabytki architektury jest sporo, na górze polany, na jej skraju stoi kapliczka św. Jana Chrzciciela a nad nią górują formacje skalne zwane Mnichami Chochołowskimi.
Szałas na Polanie z Mnichami w tle. © polemar

Na końcu polany znajduje się schronisko, wielki kamienny budynek. Do schroniska dotarliśmy o godzinie 10:55.
Schronisko na Polanie Chochołowskiej. © polemar

W planie było między innymi coś zjeść, a miało to być coś odgrzane na własnej kuchence turystycznej, kuchence którą Leszek nosił od trzech dni w plecaku, ale jak do tej pory nie było okazji by jej wykorzystać. Dzisiaj nadszedł jej czas. Zasiedliśmy na zewnątrz, przy jednej z ław, wyciągnęli sprzęty i zabrali się za przygotowanie posiłku.
Leszek rozdziela gulasz do kubków. © polemar

Mieliśmy flaki w słoiku i gulasz. Do tego chleb i piwo, piwo zakupione w schronisku. Leszek wlał denaturat do maszynki, odpalił i na pierwsze danie poszły flaki. Gdy zupka się grzała, miałem okazję zobaczyć jak wygląda schronisko. Z zewnątrz dosyć pokaźnych rozmiarów zbudowane z kamienia. Wejście od frontu po schodach, natomiast z boku podchodziło się pod górkę i tam były wystawione ławy ze stołami pod parasolami, te parasole mi nie bardzo pasowały, tak naprawdę to szpeciły ten krajobraz, nie to żebym miał coś do piwa a już tym bardziej do Okocimia, ale jak by nie było, to nie pasowały w takim miejscu.
Schronisko na Polanie Chochołowskiej. © polemar

Z boku było również wejście z tym, że od razu do sali jadalnej. Oprócz obszernej sali z bufetem, była jeszcze druga sala za drzwiami, również ze stołami i krzesłami. Znajduje się tam też sklepik z pamiątkami. Piętro niżej jest kuchnia dla turystów, ubikacje i również miejsca ze stołami. Tak ogólnie to tych miejsc jest dosyć sporo. A na piętrach są pokoje do wynajęcia. Gdy już tak pozwiedzałem, ostemplowałem notesik w którym zbieram pieczątki ze schronisk, zakupiłem po piwie i wyszedłem na zewnątrz, gdzie kończyło się odgrzewanie flaków.
Flaki dochodzą na kuchence. © polemar

Na pierwszy ogień poszły właśnie flaki, później gulasz. Po konsumpcji zebraliśmy się i ruszyli w drogę powrotną. Z tym, że chcieliśmy podejść jeszcze do kapliczki. Ze schroniska idzie się około 10 min skrajem polany w górnej jej części. Przed nami rysował się szczyt Kominiarskiego Wierchu 1829 m n.p.m., jak że odmiennego od pozostałych znajdujących się w otoczeniu Polany. Zbudowany jest z wapieni i częściowo odkryty, pozbawiony roślinności z widocznymi skalistymi urwiskami.
Polana Chochołowska z Kominiarskim Wierchem w tle. © polemar

Czytałem, że kiedyś był tam nawet szlak, ale zamknięto go z powodów gniazdowania orła. Ze szczytu musiał być interesujący widok, gdyż znajduje się on pomiędzy Dolinami Chochołowską a Kościeliską. Jedna i druga jest interesująca, ale tak jak w przypadku Chochołowskiej najładniejszy jej fragment to jej koniec czyli Polana Chochołowska, tak w Kościeliskiej jest odwrotnie, ładniejsze jest otoczenie drogi którą się idzie właśnie u podnóży Kominiarskiego Wierchu. Gdy doszliśmy do kapliczki okazało się, że odprawiana tam była akurat msza.
Msza na Polanie Chochołowskiej. © polemar

Postanowiliśmy z Leszkiem, że zostaniemy. Nie codziennie bierze się udział w nabożeństwie w takim otoczeniu. Było to przeżycie, przeżycie choćby z powodu tych owiec, które w pewnym momencie podeszły pod same ogrodzenie kapliczki skubiąc trawę i przemieszczając się dzwoniły swoimi dzwoneczkami.
Leszek wsłuchany w kazanie © polemar

Kazanie było na temat gór i ludzi z górami związanymi, do tego wierni inaczej wyglądający niż tradycyjnie w miejskich czy wiejskich kościołach. Po prostu turyści, z plecakami, ubrani po turystycznemu, przypadkowo znajdujący się akurat w tym czasie i w tym miejscu. No i do tego te góry, oprócz Kominiarskiego widoczny był także fragment trawiastego zbocza Ornaku i wiele innych zalesionych wierzchołków. W dolnej części Polany stały drewniane domki, na samej polanie rosły pojedyncze świerki i cały czas te dzwoneczki.
Na Polanie Chochołowskiej. © polemar

Obrazek niczym z filmu, nie wiem czemu ale na myśl przychodziły mi sceny z filmu Janosik.
Łopata i Wołowiec. © polemar

Po skończonej mszy, zeszliśmy na drogę, tam stały bryczki, zapytałem jednego z woźniców ile by kosztował przejazd do parkingu.
Zejście spod kapliczki. © polemar

Jak mi odpowiedział, to parsknąłem śmiechem, zażyczył sobie 100 zł. Powaliło tych górali, powaliło. Ruszyliśmy w kierunku miejsca parkingowego. Dotarliśmy do pierwszego punktu z rowerami, gdzie wypożyczyliśmy sobie po jednym i dalej to już prawie bez pedałowania zjechaliśmy na dół. Na parkingu wypiliśmy jeszcze po kubku herbaty i zaplanowali powrót, powrót przez Słowację.
W Chochołowie przekroczyliśmy granice i pojechali w kierunku Korbielowa. Po drodze minęliśmy Babią Górę w Beskidzie Żywieckim, Skrzyczne w Beskidzie Śląskim, Czupel w Beskidzie Małym. Patrzyłem na te szczyty, na niektórych z nich byłem, jak że to były inne wyprawy od tych które miałem okazję odbyć w piątek i sobotę. Mogę powiedzieć teraz, teraz mogę to stwierdzić, że byłem pierwszy raz na prawdziwej wyprawie w konkretnych górach. Było ciężko i trudno.
Dodać tu mogę od siebie że, każdy kto nie ma lęku wysokości i trochę siły w rękach to sobie poradzi.
Wspominając to co działo się przez cztery dni, śmiejąc się z niektórych sytuacji lub w powadze rozważając trudy i niebezpieczeństwa, dotarliśmy do domu.




  • DST 52.23km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.27km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Temperatura 32.5°C
  • HRmax 172 ( 88%)
  • HRavg 141 ( 72%)
  • Kalorie 1913kcal
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Bike Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po przerwie.

Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 11.09.2012 | Komentarze 0

11 dni przerwy w jeździe na rowerze. Nie były to dni jednak zmarnowane, bo 6 z nich to wyjazdy wycieczkowe.