Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi polemar z miasteczka Grodków. Mam przejechane 41661.71 kilometrów w tym 3695.06 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.99 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 160098 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy polemar.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 8.50km
  • Teren 8.50km
  • Czas 03:50
  • VAVG 2.22km/h
  • Podjazdy 581m
  • Aktywność Wędrówka

Na Polanę na Stołach - niecodzienne spotkanie.

Czwartek, 20 czerwca 2019 · dodano: 07.07.2019 | Komentarze 2

Drugi dzień naszego pobytu w Zakopanem zaczął się od porannego deszczu. Wczoraj zaplanowaliśmy, że wstaniemy o 6-tej i wyruszymy na jakiś konkretny szlak, oczywiście jeśli pogoda dopisze.
     Gdy o 6-tej rano się obudziłem, to słyszałem jak w okna dachowe w moim pokoju stuka deszcz. Czyli z porannego wymarszu nici. O 7-mej to samo, 8-ma nadal pada, 9-ta zwlekliśmy się z łóżek, przygotowali śniadanie, jedli i rozmawiali na temat tego co będziemy robić. Plany na wyjście w wyższe partie Tatr już były raczej nie możliwe. Ktoś zaproponował by pójść do Doliny Kościeliskiej. Ja dodałem, jeśli tam to proponuję wejść na Polanę na Stołach. A kolega Jarek, że powrót przez Doliną Lejową gdyż tamtędy jeszcze nikt z nas nie szedł. Choć być może Leszek, bo On to chyba w Tatrach Zachodnich schodził wszystkie szlaki.
     O 11-tej przestało padać i prognozy były takie że do 16-tej ma być bez deszczu. Więc szybko się zebraliśmy i wyruszyli samochodem go Kościeliska. Tam na parking i w drogę do doliny.
     Dodam teraz, że zdjęcia robiłem tylko w jedną stronę, do szczytu, gdyż tam dokładnie jak byłem to zaczęło padać, na nawet lać. Byłem zmuszony schować aparat do plecaka, a nawet telefon i portfel. Przez to nie zrobiłem ani jednego zdjęcia i to ze spotkania jakiego nigdy wcześniej nie miałem okazji mieć, a w przyszłości chyba już bym nie chciał. No bo nie wiadomo jak takie kolejne mogło by się zakończyć. Więcej na ten temat na koniec opisu.
Wkroczyliśmy do Doliny Kościeliskiej.

Po prawej stronie widoczna Gospoda Harnaś a nad nią góruje Przednia Kopa.

W wejściu do doliny drogowskaz, szlak zielony prowadzi do schroniska na Hali Ornak.

Brama Kantaka i potok Kościeliski, zaczyna się konkretna dolina.

Wyżnia Miętusia Kira z Bacówką.

Wypas owiec na Wyżniej Miętusiej Kirze.

Kościeliski potok w miejscu gdzie po lewej stronie odbija się do Doliny Miętusiej.

Wejście do Doliny Miętusiej skąd można iść na Czerwone Wierchy, szlakiem czerwonym przez Ciemniak lub szlakiem niebieskim na Małołączniak.

Kaplica Zbójnicka Św. Barbary.

Dalej w Dolinie Kościeliskiej.

Po lewej przez mostek wejście na szlak biegnący do Jaskini Mroźnej.

A po prawej stronie wejście na szlak niebieski na Halę Stoły (Polana na Stołach.

Początek szlaku łagodnym podejściem.

Po kilkuset metrach ścieżka zmienia się na podejście po „schodach”.

Dalej wygląda tak.

I wyżej, coraz więcej zniszczonych drzew.

Zadnia Kopa widziana ze szlaku.

Zbliżenie na wierzchołek Zadniej Kopy 1333 m n.p.m. Poniżej biegnie szlak czarny zwany Drogą nad Reglami w tym miejscu łączący Dolinę Kościeliską z Doliną Chochołowską.

Po drugiej stronie Doliny Kościeliskiej wznosi się masyw Czerwonych Wierchów.

Dotarłem do pierwszej polanki.

Za plecami miałem taki widok. W oddali Polana Upłaz pod Upłazieńską Kopką. Przez tę polanę biegnie szlak czerwony na Ciemniaka. 5 dni wcześniej miałem okazję tamtędy iść z grupą PTTK CEE Strzelce Opolskie.

Masyw Czerwonych Wierchów, ale przed nimi Upłaziańska Kopa.

.................

Z polanki kolejne strome podejście.

Kawałek laskiem i wejście na kolejną polankę. Między drzewami widoczny dach jednego z szałasów.

No i dotarłem na polanę.

Widok z górnej części polany. Trzy szałasy.
     Na polanie ponad szałasami spotkałem Leszka. Stał i czekał na mnie. Gdy do niego doszedłem, zapytałem gdzie chłopaki. Odpowiedział mi że z 10 min temu poszli ścieżką wyżej, na szczyt. Ruszyłem za nimi, Leszek pozostał na polanie. Powiedział, że tu na nas poczeka.

Nad polaną znowu zaczyna się las. Między drzewami wąska ścieżka.
     Jakieś kilka set metrów dalej po przedarciu się przez zagajnik świerkowy usłyszałem głosy, to moi koledzy wracali. Gdy ich spotkałem, powiedzieli że do szczytu mi zostało około 100 metrów.

No i faktycznie, najpierw dostrzegłem znak informujący o nazwie miejsca.

Stąd po prawej stronie w odległości nie więcej jak 50 metrów dostrzegłem szczyt Stoły.

Na szczycie. Stoły - 1428 m n.p.m.
Poszedłem na niego, zrobiłem kilka fotek i w tym momencie zaczęło padać.

    Zrobiłem sobie jedno selfi, schowałem aparat do plecaka by nie zamókł, i ruszyłem czym prędzej w dół. Zanim doszedłem do polany schowałem się pod jednym ze świerków by trochę przeczekać ulewę, bo z padającego deszczu zrobiła się niezła ulewa. Czekałem z 10 min i jak tylko trochę zelżało, to ruszyłem w kierunku szałasów, myśląc że tam na mnie czekają koledzy.
    Gdy doszedłem do chatek, okazało się, że ich tam nie ma i wywnioskowałem, że nie czekali tylko poszli na dół. Nie zastanawiając się ruszyłem szlakiem na dół, woda już nim płynęła całą szerokością. Im niżej tym tej wody było coraz więcej, byłem już cały mokry, łącznie z butami.
     Pod pierwszymi napotkanymi świerkami stali koledzy, czekali na mnie. Oprócz Leszka, który poszedł nie czekając. Ruszyliśmy w dół, pierwszy Szymon, dosyć szybkim tempem, dalej Ja a za mną Marcin i Jarek. Lało nadal, w butach już woda chlupała. Nie było na nas przysłowiowej suchej nitki.
     Szymon wyprzedził nas o kilkadziesiąt metrów, nawet straciliśmy go z oczu. Lecz po chwili widzę jak Szymon zamiast schodzić, podchodzi do góry. Dochodzimy do siebie, widzę jego dziwną minę. Pomyślałem od razu, że coś się stało, że stało się coś Leszkowi, bo inaczej nie mogłem wytłumaczyć jego wystraszonego wyrazu twarzy.
Zapytałem – Szymon, co się stało?
Ściszonym głosem odpowiedział – niedźwiedź.
- Jaki niedźwiedź, co ty pierd….isz, gdzie.
- Tutaj zaraz za zakrętem, niedźwiedzica i dwa młode.
     Zaniemówiliśmy, nie dowierzaliśmy. W między czasie zagrzmiało, niedaleko nas gdzieś po lewej naszej stronie walnęło. Burza a my na odkrytym terenie.
     Pomału zacząłem pierwszy schodzić i zbliżać się do miejsca gdzie szlak ostro skręcał w prawo. Dochodziłem pomału i wychylałem się by zajrzeć na ścieżkę. Wychylam się dalej i zaraz za zakrętem nic nie widzę, wiodę swój wzrok dalej, niżej wzdłuż ścieżki. No i nagle dostrzegłem, jakieś 30 metrów przed nami na szlaku stała niedźwiedzica a przed nią jeden mały niedźwiadek. Samica coś szukała w krzakach, jak by coś tam jadła.
     Odwróciłem się do chłopaków i mówię – ku…wa, ona tu jest, coś wpier…..la w krzakach, a w myślach dodatkowo kłębiła mi się burza. Nie, no z jednej strony burza a przed nami na szlaku niedźwiedzica, nie no kino jakieś - pomyślałem. Jak zejść, innej drogi nie ma.
     Chwilę staliśmy i rozmawiali, ale tak by nas nie usłyszała. Być może źle, bo chyba powinniśmy trochę hałasować by nas dojrzała i odeszła.
     Po chwili uniosła głowę i zerknęła w naszym kierunku. Panika mnie ogarnęła i powiedziałem – widzi nas – i znowu schowaliśmy się za zakrętem, ale najpierw zerknąłem czy podąża w naszym kierunku. Nie zauważyłem. Postaliśmy chwilę i znowu się wychyliliśmy. Nie było jej już na szlaku. Postanowiliśmy schodzić. Pomału i cicho krok po kroku zbliżaliśmy się do miejsca w którym ją widziałem. Było to w miejscu gdzie zwalone drzewa były wycięte tak by udrożnić szlak. Końcówki wystawały z krzaków. W tym miejscu wcześnie stała niedźwiedzica.
     Dochodziliśmy do tego miejsca, szedłem pierwszy, cały czas patrząc w to miejsce. Zostało gdzieś mniej więcej z 6 może 8 metrów i nagle zauważyłem jak z krzaków wyłania się najpierw głowa a później tułów niedźwiedzia który stanął na tylnych łapach. Podniósł się, wyprostował i patrzył na nas.
     Nie wiem co we mnie wstąpiło, krzyknąłem tylko że ona tu jest i odwróciłem się i pędem pognałem do góry. Za mną Jarek, przede mną Marcin i Szymon. Dobiegliśmy znowu do zakrętu i tam się zatrzymaliśmy. Wcześniej znowu zerknąłem za siebie czy nie biegnie za nami.
     Na szczęście nie, ona chyba się bardziej wystraszyła od nas. Myślałem i obawiałem się, by małe nie narobiły jakiegoś rabanu i by się nie wystraszyły, bo wtedy samica mogła a raczej na pewno stanęła by w ich obronie.
     Znowu postaliśmy chwilę i zaczęliśmy schodzić. Ze strachem, przynajmniej ja, minęliśmy to miejsce. Za nim szybkim tempem w dół. Nie spodziewałem się po sobie tego że tak szybko i sprawnie schodzę. Schodziliśmy i co jakiś czas zerkali w krzaki czy się gdzieś nie wyłoni.
     Tak dotarliśmy do Dolin Kościeliskiej. Tak po chwili poczułem jak mnie napierdzielają nogi a zwłaszcza kolana. Adrenalina puściła.
Oczywiście o dalszej wędrówce nie było już mowy, zrezygnowaliśmy z przejścia przez Dolinę Lejową.
     Wróciliśmy na parking gdzie w samochodzie czekał Leszek. Opowiedzieliśmy mu o spotkaniu z niedźwiedziami. Nie uwierzył, zażądał pokazania zdjęć. No niestety, zdjęcia nikt z nas nie zrobił.
     Po dotarciu do domku, ogarnęliśmy się, zorganizowali kolację i zasiedli do stołu.


Kategoria Wędrówka



Komentarze
polemar
| 19:51 niedziela, 14 lipca 2019 | linkuj Oj niesamowita, niesamowita :-)
Dudysia
| 18:47 sobota, 13 lipca 2019 | linkuj Cóż za spotkanie !!! Niesamowita przygoda :)))
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa potka
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]