Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi polemar z miasteczka Grodków. Mam przejechane 41661.71 kilometrów w tym 3695.06 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.99 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 160098 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy polemar.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 104.05km
  • Teren 21.60km
  • Czas 06:09
  • VAVG 16.92km/h
  • VMAX 55.30km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 822m
  • Sprzęt Kellys Spider 50
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Opawskie.

Piątek, 28 sierpnia 2020 · dodano: 29.08.2020 | Komentarze 2

Dzień urlopu, piątek, pogoda zapowiada się dobrze. Dzień wcześniej oceniam wiatr w prognozie bo przez ostatnie dwa dni wiało sakramencko mocno z północy i północnego zachodu.
W prognozie pokazują, że będzie wiało z południa. Czyli należało by jechać na południe by wracać z wiatrem. W planie mam dłuższą wycieczkę, chcę pobić rekord w kilometrach na tym rowerze, konkretnie chodzi mi po głowie setka. Zapowiedziałem w domu, że wyjeżdżam rano i to na cały dzień. Miałem dwie wizje co do wyjazdu, ale o tym za chwilę.
Rano na spokojnie bez pośpiechu, zebrałem się, zrobiłem sobie bułkę na drogę, zapakowałem mapy, dwie, okolice Nysy i okolice Głuchołaz i Gór Opawskich. Miałem ojca auto pod domem to do rodziców po rower pojechałem nim. Tam się przebrałem, wsiadłem na rower i wyruszyłem, z myślą jazdy na południe. Chciałem wybrać tereny jak najbardziej zalesione by osłaniać się od wiatru, który jak się okazało już wiał i to dosyć mocno. Nie dość że mocno to jeszcze z rana zimny. Na termometrze było 12 stopni, nieźle ciągnęło mi po rękach. Jadąc do obwodnicy, miałem zamiar jechać w kierunku Otmuchowa i cały czas się zastanawiałem co robić. Gdy wyjechałem za Półwiosek na otwartą przestrzeń, zanim dotarłem do obwodnicy, zatrzymałem się i postanowiłem. Zerknąłem na zegarek, był jeszcze czas, 20 min do odjazdu pociągu w kierunku Prudnika. I to był ten mój drugi wariant. Pojechać pociągiem do Prudnika a stamtąd jechać w kierunku domu, między innymi przez Góry Opawskie.
No i tak zrobiłem, pojechałem na stację, poczekałem na peronie, podjechał szynobus, wsiadłem, jak się okazało, są miejsca dla rowerów.

Zawiesiłem go na haku i usiadłem sobie na siedzeniu naprzeciwko. Przyszedł pan konduktor, kupiłem bilet dla siebie i na rower. W sumie 22,60, za rower zapłaciłem 7 zł. Dawno a nawet bardzo dawno nie jechałem pociągiem w kierunku Nysy, a tym bardziej w kierunku Prudnika. Podziwiałem widoki na zewnątrz. Szynobus w Prudniku miał kilkunastominutowe opóźnienie, wtedy jeszcze nie miałem nic przeciw temu, ale te kolejne minuty w przyszłości, uniemożliwiły mi osiągnięcie pewnego założonego celu, jakiego? o tym później.
Wysiadłem z pociągu, poprowadziłem rower przed stację,

stanąłem przez drogowskazem rozpoczynającym lub kończącym Główny Szlak Beskidzki. Chciałem pierwszy jego fragment do Gór Opawskich przejechać rowerem. Ruszyłem zgodnie z oznakowaniem, w mieście się oczywiście pogubiłem i to kilka razy, bo nie tak łatwo jadąc rowerem wypatrywać znaczków na murach i przydrożnych znakach.

Trafiłem do Rynku gdzie przystanąłem i zrobiłem kilka fotek, między innymi uwieczniłem budynek Ratusza.

Dalej z kilkoma jeszcze pobłądzeniami wyjechałem z miasta i drogą pod górkę dotarłem na Kozią Górę z wieżą widokową. Stamtąd na dół, częściowo przez las, gdzie znowu się pogubiłem i to nawet dwa razy, dotarłem do rozwidlenia szlaków, czerwonego i niebieskiego. Czerwony ścieżką przez las, natomiast niebieskim drogą przy lesie. Zerknąłem na mapę, niebieskim trochę dalej, ale cały czas ubitymi drogami. Po kilku km widziałem że się krzyżują, więc była opcja że trafię z powrotem na czerwony.

Fajna szeroka droga, od Rozdroża pod Trzebinią, częściowo w polach a później przez las do miejscowości Dębowiec.

Ale wcześniej zatrzymałem się w punkcie odpoczynku, łyk wody, zerknięcie na mapę i dalej w drogę, do Pokrzywnej. W sumie z niebieskiego szlaku też zjechałem, na czerwony się nie „wbiłem” tylko już w miejscowości Dębowiec wjechałem na asfalt i nim do punktu przy łowisku,

gdzie rozchodzą się szlaki po Górach Opawskich. Zastanawiałem się co robić, czasu straciłem około półtorej godziny, na te wszystkie moje błądzenia i opóźnienie pociągu. Miałem obawy, że nie zdążę wjechać na szczyt Biskupiej Kopy (to był włąśnie mój plan). Postanowiłem, że spróbuję i dojadę najwyżej do Przełęczy Mokrej.
Ruszyłem szlakami czerwonym i żółtym. Była dwa miejsca, gdzie niestety musiałem zsiąść z roweru i go prowadzić.

Wiedziałem, że od rozwidlenia, dalej pojadę żółtym. No i tak też było, dotarłem do Rozdroża pod Szyndzielową Kopą, stąd szeroką ubitą drogą piąłem się pod górkę, gdzie jak się okazało, był mały zjazd by później znowu pod górkę,

do Przełęczy pod Zamkową Górą.
Dalej odcinek drogi jest bardzo stromy, nachylenie było naprawdę duże, nie zsiadłem z roweru, jechałem 4 na godzinę i to zygzakiem, ale dałem radę. Zatrzymałem się po drodze przy napotkanym strumyku który ściekał po lewym zboczy, napiłem się zimnej wody, dolałem do bidonu oraz butelki i ruszyłem dalej. Przy Placu Konrada Habla zatrzymałem się na chwilę, by porobić zdjęcia.

W dali widoczny szczyt Biskupiej Kopy, ogołocony z drzew.

Jadąc w kierunku przełęczy zauważyłem schronisko na zboczach Biskupiej Kopy, również widoczne jak nigdy do tej pory.

Dotarłem do Przełęczy Mokrej, ewentualnie Przełęczy pod Kopą.

Widok na Srebrną Kopę.
Zerknąłem na zegarek, zastanawiałem się czy jechać dalej do schroniska i na szczyt, czy nie. Zacząłem liczyć, wyszło mi, że braknie mi czasu by spokojnie za dnia wrócić do domu.

Postanowiłem wracać, ruszyłem drogą w dół.

Zerknąłem jeszcze raz z innej perspektywy na Srebrną Kopę i nie oglądając się za siebie, skupiając się na zjeździe dotarłem do Jarnołtówka. Tam częściowo znowu czerwonym szlakiem pojechałem w kierunku Konradowa i dalej przez wieś bardzo przyjemnym zjazdem do Głuchołaz. Na rynek nie wstąpiłem, zatrzymałem się tylko przy wyjeździe w sklepie by kupić coś do picia i jakąś słodką bułkę.
Pojechałem bocznymi drogami do Nysy, miedzy innymi przez Gierałcice, gdzie również jest imponujący zjazd po nowym gładkim asfalcie.

Z Gierałcic do Biskupowa, z widocznym kościołem i klasztorem Benedyktów (z lewej strony).
Dalej przez Iławę, Morów do Białej Nyskiej.

Widoczna Nysa z Białej Nyskiej.
W Nysie do sklepu, po coś do picia i jakiś owoc do zjedzenia, konkretnie miałem na myśli banana.
Z Nysy by nie jechać główną drogą, pojechałem przez Złotogłowice i Prusinowice, do Makowic i dalej polną do Brzezin. Później Kopice i do Grodkowa. Było już szaro, gdy dojeżdżałem do domu. W sumie dobrze, że zrezygnowałem z wjazdu na Biskupią Kopę, bo miałbym stres jadąc po ciemku. Z tyłu lampkę mam, ale z przodu jeszcze niestety nie. Czas chyba się zaopatrzyć.
Podsumowując, wyjazd udany, podjazd na przełęcz na wysokość 724 m n.p.m. w sumie ponad 800 metrów przewyższenia, dystans jak na ten rower niezły.


Kategoria Rower



Komentarze
polemar
| 22:04 poniedziałek, 31 sierpnia 2020 | linkuj Dziękuję :-)
Skowronek
| 08:17 poniedziałek, 31 sierpnia 2020 | linkuj Bardzo fajna wycieczka i opis:)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa sczyc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]