Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi polemar z miasteczka Grodków. Mam przejechane 41661.71 kilometrów w tym 3695.06 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.99 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 160098 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy polemar.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • Teren 20.80km
  • Czas 07:45
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 1150m
  • Aktywność Wędrówka

W Góry Złote.

Sobota, 14 listopada 2015 · dodano: 14.11.2015 | Komentarze 2

Przedwczoraj basen, wczoraj jazda rowerem a dzisiaj wędrówka w górach.
Opis mam nadzieję jutro :-)
No i tak jak napisałem wyżej tak zrobiłem. Pogoda sprzyjała do tego by się zmobilizować i opisać wypad na Borówkową. Pada cały dzień. Ale do rzeczy .........


Nie udało się tradycyjnie uczcić w górach dnia 11-go listopada z powodu złych warunków atmosferycznych, napisałem tradycyjnie, bo od jakiegoś czasu ten dzień staram się spędzić na wędrówce i zdobyciu jakiegoś szczytu. Jest to też dzień dla mnie szczególny, gdyż w dniu tym wiele lat temu kiedy został on ustanowiony jako dzień wolny od pracy rozpoczęła się moja przygoda z górami.
Nie udało się we środę ale udało się w sobotę. W piątek 13-tego była już ładna i sprzyjająca pogoda więc wybrałem się na przejażdżkę rowerem, a na sobotę zaplanowałem wypad w góry.
W piątek wieczorem obdzwoniłem prawie wszystkich moich znajomych czy nie mają ochoty na wyjazd. Nikomu nie pasowało z powodów już zaplanowanych zajęć lub wykonywanej pracy. Pozostało mi jechać samemu.
Cel miał być jak najbliżej domu, by nie tracić czasu na jazdę. Jak najbliżej ale coś czego jeszcze nie było. Wypadło na Góry Złote i zdobycie Jawornika od strony Złotego Stoku.
Przeanalizowałem mapy oraz stronę internetową „mapa-turystyczna.pl”. Według map które posiadam opcje były dwie, według strony trzy. Wybrałem tę ze strony internetowej, żółtym szlakiem na Przełęcz pod Trzeboniem, stamtąd czerwonym już pod sam Jawornik, pod sam, bo czerwony przebiega obok szczytu i należy z niego zejść na żółty, by dotrzeć na wierzchołek. Żółty, ale nie ten sam, którym szedłem wcześniej, ten jest łącznikiem Jawornika z Borówkową.
Po przeanalizowaniu tras i czasów doszedłem do wniosku, że wystarczy mi czasu na to by z Jawornika podejść jeszcze na Borówkową i stamtąd zielonym wrócić do Złotego Stoku. Taka trasa mnie zadowalała.
5:30 pobudka, do sklepu po świeże pieczywo, herbata do termosu, 2 bułeczki z wędlinką i serem na drogę, dodatkowo 1,5 litra herbaty w butelce oraz 1,5 litra coca coli.
Planowałem o 8-mej być w Złotym Stoku i wyruszyć na trasę. Z map wynikało, że samego przejścia mam 6 godzin i 20 min. Wziąłem poprawkę na odpoczynki i robienie zdjęć i wyszło mi że powinno mi to zająć około 8 godzin, czyli powrót do samochodu jeszcze za dnia.
Na miejscu faktycznie byłem o 8-mej, ale w trasę wyruszyłem o 8:15, gdyż pokręciłem się trochę po rynku.

Rynek w Złotym Stoku.

Rynek w Złotym Stoku.

Rynek w Złotym Stoku.

Na Rynku stoi drogowskaz z oznaczeniami szlaków, był żółty którym miałem iść i był zielony którym miałem wracać. Czyli w zasadzie nie było obaw o to, że będę gdzieś kluczył by odnaleźć właściwą drogę. Jest też czerwony bezpośrednio na Jawornik Wielki, ale ten sobie pominąłem. Żółty biegnie szczytami nad doliną Złotego Potoku, czerwony zboczami poniżej żółtego, a zielony szczytami granicznymi z drugiej strony doliny.

Drogowskaz na Rynku w Złotym Stoku.

Wyruszyłem, pamiętając z mapy, że w mieście idzie się najpierw ulicą Leśną nie zwracałem uwagi na oznakowania. Dotarłem do wspomnianej ulicy i szedłem nią łagodnie pod górkę. Idąc jednak zacząłem wypatrywać znaków, ale takich nie widziałem. Wytłumaczyłem sobie to tym, że były na pewno na słupach elektrycznych, które jak zauważyłem były chyba niedawno zmienione na nowe. Pomyślałem, że jeszcze nie odmalowali znaków.
Doszedłem do końca ulicy i kiszka, nigdzie nie było żadnego znaku. W miejscu gdzie skończyła się ulica, można było iść w lewo, prawo i na wprost ścieżką pod górę. Boczne drogi okalały wzgórze. Przystanąłem i zacząłem się zastanawiać, czy nie wrócić do Rynku. Szkoda mi było jednak czasu jak chciałem iść na Borówkową. Wyciągnąłem mapę, zerknąłem i w miejscu tym gdzie stałem widniał szlak zielony, wyciągnąłem tablet i odpaliłem stronę mapa-turystyczna, włączyłem funkcję lokalizacji swojej pozycji i widzę, że jestem na szlaku żółtym i mam się piąć tą ścieżką pod górę. W takich przypadkach jak się okazuje pomocne są cuda techniki.
Ruszyłem w dalszą drogę, rozglądałem się dookoła szukając jakiś znaków, poza białymi złuszczonymi prostokątami na drzewach nic nie było. Wyglądało to jak pozostałość po oznaczeniu szlaku. Wychodziło na to, że szlak teraz biegnie w innym miejscu niż pierwotnie, co się po chwili potwierdziło.
Doszedłem do miejsca gdzie owa ścieżka wchodziła na drogę którą wiódł żółty szlak. Od tego miejsca starałem się bacznie rozglądać by nie zgubić drogi, gdyż co kawałek to było jakieś rozwidlenie bądź skrzyżowanie.
W większości drogi trasa biegła łagodnie po zboczu w bukowym lesie.

Bukowy las w Górach Złotych.
Pięknie wygląda las o tej porze roku, bezlistne drzewa koloru szarego na tle brązowych liści zalegających pod nimi, do tego wszystko skąpane w promieniach słońca. Szedłem tak i szedłem patrząc na otaczającą mnie naturę.
Minąłem po drodze punkt widokowy, z ławeczką i stołem.

Mieścił się na łuku drogi na lekkim podwyższeniu.

Wszedłem tam by się rozejrzeć i przy okazji by zrobić sobie pierwsze zdjęcie.

Idąc dalej wijącą się drogą doszedłem do przełęczy pomiędzy szczytami Ciecierzaw i Trzeboń. Na ten drugi miałem zamiar wejść. Na mapie widziałem, że od szlaku odchodzi ścieżka w prawo i wiedzie na szczyt. Miało to być w pobliżu jakiejś skały która też była zaznaczona na mapie.
Wypatrzyłem ową skałę, ale ścieżki nie było.

Nie stanowiło to jednak problemu, bo wszedłem w las i wdrapywałem się pod górę.

Doszedłem do skały, zrobiłem kilka zdjęć i poszedłem dalej szukać szczytu. Był dosyć płaski i rozległy.

Trzeboń 713 m n.p.m. zdobyty.
Przez środek z północy na południe biegła droga, którą zszedłem na Przełęcz pod Trzeboniem. Pierwszy etap mojej wędrówki odbębniony. Czas, zgodnie ze wskazaniami. Szedłem dokładnie tyle ile zapowiadały znaki, czyli półtorej godziny.
Na przełęczy dosyć rozległej znajduje się zagroda z wiatą z ławami i stołami, miejscem na ognisko i rowery do zaparkowania.

Przełęcz pod Trzeboniem.
Zrobiłem kilka zdjęć, dolałem sobie herbaty do bidonu i ruszyłem w dalsza drogą. Stąd już czerwonym na Jawornik Wielki. Żółty którym szedłem okala górę po jej zachodniej stronie i wiedzie do Jaskini Radochowskiej.
Od tego miejsca droga trochę bardziej już stromo pięła się w górę. Dotarłem do kolejnego miejsca z możliwością odpoczynku, ale nie przystawałem tylko dalej szedłem pod górę. Drzewa w tym miejscu się przerzedziły miałem przez to z lewej strony ładne widoki.

Tu przystanąłem i się rozejrzałem. Dostrzegłem przed sobą Trzeboń na którym byłem przed chwilą,

Dolinę Złotego Potoku a na jej końcu w dole Złoty Stok a w oddali Wzgórza Strzelińskie i Masyw Ślęży.
Doszedłem do ostrego skrętu w prawo, za nim dojrzałem kolejny stół i ławy oraz drogowskaz. Podszedłem, przeczytałem i … hm, o Jaworniku Wielkim nic nie było.

Czyżby nazwa Jawornik Wielki jaka była na drogowskazach wskazywała to właśnie miejsce? Najprawdopodobniej tak. Postanowiłem iść dalej wzdłuż szlaku i w jakimś miejscu zejść z niego. Miałem nadzieję, że jeśli nawet nie jest oznakowane dojście na szczyt to jakaś ścieżka będzie.
Już przymierzałem się do wyruszenie gdy zobaczyłem jak podchodzi do mnie jakiś jegomość. Przywitaliśmy się i ja od razu zapytałem czy idzie może na Jawornik i czy zna te tereny. Odpowiedział, że idzie ale gdzie to nie wie bo celu nie ma i okolicy nie zna. Ja mu powiedziałem o swoich zamierzeniach, więc On odpowiedział, że poszukamy w takim razie razem tego Jawornika. Ruszyliśmy pod górkę, dotarliśmy do miejsca, gdzie w prawo odbijała jakaś dróżka, oczywiście nie oznakowana. Pomyśleliśmy, że to właśnie musi być ta która prowadzi na wierzchołek. Uszliśmy kawałek gdy po naszej prawej stronie między drzewami dostrzegliśmy jakąś budowlę.

Jawornik Wielki.
Skręciliśmy i po kilkudziesięciu metrach znaleźliśmy się przy wieży widokowej na Jaworniku Wielkim.

Weszliśmy na górę by popatrzeć co widać. Poza tym co widziałem wcześniej to dostrzegłem jeszcze jeziora w Paczkowie oraz wiatraki w Lipnikach.

Porozmawialiśmy trochę, wymienili spostrzeżenia i zeszli z wieży. Ja powiedziałem mu, że idę na Borówkową, ale nie widzę szlaku który tu miał być. Znowu jakieś przekłamania miedzy stroną internetową a rzeczywistością. Postanowiłem iść na orientację, najpierw trochę się cofnęliśmy czerwonym a później z niego zeszli na jakąś wyraźną dróżkę oznaczoną jakimiś znakami dla mnie nie znanymi. Ale skoro są znaki to muszą gdzieś prowadzić. Ważne, że w dół i w kierunku wschodnim, czyli tam gdzie jest granica naszego kraju z Borówkową na niej leżącą.
Ścieżka zniknęła, zrobiło się dosyć gęsto, widać nikt albo mało kto nią chodził. Na szczęście znaki na drzewach były wyraźne i dosyć gęsto i rozsiane. Były to prostokąty, przedzielone w poprzek na pół w dwóch kolorach, jeden trójkąt był biały a drugi żółty.

Po tych oznaczeniach dotarliśmy do Przełęczy Jawornickiej. Tu już znajdował się drogowskaz z zielonym szlakiem łączący Złoty Stok z Borówkową.

W pobliżu nie omieszkałem wejść na skałkę, która leżała na przełęczy i opadała dosyć stromo w kierunku osady Orłowiec.

Stąd wzdłuż granicy i tu ciekawostka, bo idąc z zachodu na wschód mamy przeważnie Polskę po lewej stronie, a tu odwrotnie. Po lewej Czechy a po prawej Polska.

Po kilkuset metrach płaskiego terenu granica wraz ze szlakiem skręca pod kątem 90 stopni w prawo i opada dosyć stromo w kierunku Przełęczy Różaniec.

Przełęcz Różaniec to najniższa przełęcz w Górach Złotych. Na polskiej tabliczce widnieje (583) inna wysokość niż na czeskiej (600), a na mapie jeszcze inna, bo 593 m n.p.m. Jak by nie było, to gdy przystanąłem i przeanalizowałem różnicę wysokości między przełęczą a Borówkową to wyszło podejście 300 metrowe. No niczym w Tatrach, na myśl mi przyszło. A to nie Tatry czy wysokie Beskidy, tylko Góry Złote, gdzie szczyty ledwo przekraczają 900 metrów.
Po obfotografowaniu okolicy ruszyliśmy pod górę. 3 km drogi w tak jak by trzech etapach. Najtrudniejszy i najbardziej stromy to podejście na Krowią Górę Małą 775 m n.p.m., wypłaszczenie i kolejne podejście na Krowią Górę Wielką 803 m n.p.m. wypłaszczenie i podejście już na Borówkową.

Przed szczytem kolejne formacje skalne.
Wierzchołek zdobyłem o 12:12 czyli po czterech godzinach. A na szczycie wieża widokowa z tarasem widokowym znajdującym się na 24 metrach. Kilkoma zadaszeniami z ławami i stołami. Zabudowa jakiejś gastronomi, miejscem na ogniska, pomnikami i tablicami upamiętniającymi wydarzenia i ludzi.

Wieża widokowa na Borówkowej.

Pierwsze co zrobiłem to wszedłem na wieżę i podziwiałem widoki. Pogoda już nie była tak ładna jak rano, zachmurzyło się ale i tak było widać odległą okolicę. Góry Bialskie, Masyw Śnieżnika z samą górą zakrytą chmurami, Czarną Górę, Góry Bystrzyckie, Stołowe, Bardzkie i Sowie oraz Masyw Ślęży. Dojrzałem też Jezioro Otmuchowskie oraz Nyskie łącznie z miastami tam leżącymi.
Przy lepszej pogodzie dojrzałbym i pewnie Grodków, bo z Grodkowa nieraz widać Borówkową.
Po zejściu z wieży czas było na odpoczynek i na konsumpcję. Umiejscowiłem się w wiacie osłaniając się od wiatru. Wyciągnąłem bułkę i termos z herbatą. Jak to mój kolega mówi, „nie ma nic pyszniejszego jak gorąca herbata z termosu pita na szczycie”, a ja przystawiając kubek do ust, wziąwszy pierwszy łyk pomyślałem o tym, że całkowicie się z nim zgadzam.
Nie zabawiłem zbyt długo na szczycie, gdyż do samochodu miałem 9 km i czas przejścia jaki pokazywały drogowskazy to ponad dwie godziny. A chcąc jeszcze za dnia wyjść z lasu to musiałem najpóźniej o 13-tej wyjść.
Schodząc na Przełęcz Różaniec czułem już zmęczenie. Dotarłem tam po 40 min. czyli 5 min przed czasem. Czekało mnie teraz 150 metrów podejścia na Przełęcz Jawornicką. Co jakiś czas sprawdzałem stan wysokości na moim liczniku, i widząc jak przybywa to się pocieszałem, że jeszcze 100, jeszcze 50, 20.
Stanęliśmy na przełęczy. Stanęliśmy bo kompan szedł nadal ze mną. Na chwilę się zatrzymaliśmy, powiedziałem wtedy, że ta przełęcz leży pomiędzy Jawornikiem Wielkim a Małym, który musi tu być po czeskiej stronie. Nie powiem, miałem ochotę tam podejść i widać mój kompan też bo bez słowa ruszyliśmy razem w kierunku gdzie teren się wznosił. Po kilkuset metrach dostrzegliśmy jakąś formację skalną.

Dotarliśmy i wdrapaliśmy się na nią. Kolejny szczyt dzisiaj zdobyty,

Jawornik 764 m n.p.m.
Zrobiłem kilka pamiątkowych zdjęć i ruszyliśmy w drogę. Dotarliśmy znowu do Przełęczy Jawornickiej. Stąd już tylko 1:35 do Złotego Stoku. Po drodze schodząc prawie cały czas, piszę prawie bo było jeszcze jedno podejście i zdobycie góry o nazwie Kikoł, mijaliśmy wiele różnych skałek. Nie sądziłem, że jest ich tutaj aż tyle.

I czym bliżej Złotego Stoku to miały one inny kolor, nie były już czarne tylko o zabarwieniu takim jakimś rudym, czerwonawym.

Na dole przeszliśmy jeszcze przez park linowy, który zrobił na mnie wrażenie z powodu swojej wielkości. Ogromy teren i to tak rozłożony z dwóch stron wąwozu. Jak ktoś lubi to polecam.
W samym mieście zauważyłem gdzie źle poszedłem, że zgubiłem szlak żółty. Ale teraz to nie miało już najmniejszego znaczenia. Dotarłem do samochodu, w zasadzie dotarliśmy bo kolega zszedł tam razem ze mną. Zaproponowałem mu, że podwiozę go do jego samochodu, ale nie chciał. Powiedział że ma czas i że kupi sobie coś w sklepie i się przespaceruje bo nie ma daleko. Podziękowaliśmy sobie i pożegnali, życząc kolejnego spotkania na szlaku.
Była godzina 16:02, prawie 8 godzin w terenie. W domu po przeanalizowaniu map, spisaniu odległości i różnicy wzniesień wyszło, że przeszedłem 20,8 km i 1150 metrów pod górę. Do tego 8 zdobytych szczytów.
Góry Złote, a przewyższenia takie jak w najwyższym Beskidzie Żywieckim lub Tatrach.


Kategoria Wędrówka



Komentarze
Gość | 18:24 sobota, 28 maja 2016 | linkuj Witam. Polecam małą wycieczkę na Jawornik Wielki wiosną, czerwonym szlakiem. Odbyłam taką ze znajomymi 21 maja 2016r. Weszliśmy za Kopalnią Złota ostro pod górkę na czerwony szlak, minęliśmy Park Linowy, gościniec "Złoty Jar", a potem cały czas spacerkiem przez piękny las aż pod przełęcz Pod Trzeboniem. Potem to już wiadomo jak na Jawornik Wielki. Również pogubiliśmy się pod samym szczytem, ale platformę widokową w końcu znaleźliśmy. Na Borówkową nie mieliśmy już sił, więc wróciliśmy żółtym szlakiem do Złotego Stoku. Wracaliśmy inną drogą i to był dobry pomysł, bo odmiana jest wskazana. Droga powrotna wiodła nas przez Górę Krzyżową ze stacjami drogi krzyżowej. Widzieliśmy też na górce ruiny kaplicy, którą chyba będą odbudowywać, bo wokół leżało trochę materiału budowlanego. Następnym razem wybierzemy się ze Złotego Stoku na Borówkową szlakiem widokowym szczytami pogranicza . Świetna strona i bardzo pomocna relacja z wyprawy w Góry Złote. Szkoda, że nie znalazłam jej przed naszą wycieczką. Pozdrawiam i życzę kolejnych sukcesów wędrówkowych. DanaKa.
Skowronek
| 21:38 wtorek, 17 listopada 2015 | linkuj Arsenowe góry:) Te prostokąty to chyba oznaczenie ścieżki przyrodniczej.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa jiree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]