Info

Suma podjazdów to 160098 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Czerwiec3 - 0
- 2023, Maj7 - 2
- 2023, Kwiecień3 - 0
- 2023, Marzec4 - 0
- 2023, Luty3 - 1
- 2023, Styczeń5 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik14 - 3
- 2022, Wrzesień4 - 0
- 2022, Sierpień1 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec15 - 0
- 2022, Maj9 - 1
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty2 - 0
- 2022, Styczeń3 - 0
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik6 - 0
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień9 - 0
- 2021, Lipiec15 - 0
- 2021, Czerwiec12 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień3 - 1
- 2021, Marzec5 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 0
- 2020, Październik12 - 0
- 2020, Wrzesień13 - 0
- 2020, Sierpień16 - 2
- 2020, Lipiec19 - 1
- 2020, Czerwiec10 - 2
- 2020, Maj9 - 3
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2019, Sierpień2 - 2
- 2019, Lipiec8 - 2
- 2019, Czerwiec6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Marzec2 - 2
- 2019, Luty5 - 1
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Listopad2 - 1
- 2018, Październik8 - 4
- 2018, Wrzesień8 - 5
- 2018, Sierpień17 - 8
- 2018, Lipiec18 - 10
- 2018, Czerwiec8 - 2
- 2018, Maj4 - 1
- 2018, Kwiecień6 - 1
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik1 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień14 - 1
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 1
- 2017, Maj4 - 1
- 2017, Kwiecień1 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Wrzesień3 - 0
- 2016, Sierpień10 - 1
- 2016, Lipiec4 - 2
- 2016, Czerwiec2 - 0
- 2016, Maj3 - 2
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń6 - 0
- 2015, Grudzień7 - 0
- 2015, Listopad6 - 2
- 2015, Październik5 - 0
- 2015, Wrzesień12 - 1
- 2015, Sierpień18 - 4
- 2015, Lipiec15 - 3
- 2015, Maj5 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec2 - 0
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Październik3 - 2
- 2014, Wrzesień4 - 3
- 2014, Sierpień14 - 3
- 2014, Lipiec11 - 2
- 2014, Czerwiec13 - 2
- 2014, Maj6 - 1
- 2014, Kwiecień2 - 0
- 2014, Marzec2 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik14 - 6
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień21 - 0
- 2013, Lipiec16 - 0
- 2013, Czerwiec9 - 0
- 2013, Maj10 - 1
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik4 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 1
- 2012, Sierpień21 - 8
- 2012, Lipiec9 - 1
- 2012, Czerwiec14 - 2
- 2012, Maj8 - 6
- 2012, Kwiecień3 - 2
- 2012, Marzec4 - 3
- 2011, Listopad2 - 0
- 2011, Październik14 - 3
- 2011, Wrzesień3 - 1
- 2011, Sierpień12 - 9
- 2011, Lipiec13 - 0
- 2011, Czerwiec8 - 0
- 2011, Maj13 - 0
- 2011, Kwiecień9 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
- DST 50.15km
- Czas 01:58
- VAVG 25.50km/h
- VMAX 42.70km/h
- Temperatura 16.5°C
- HRmax 160 ( 82%)
- HRavg 140 ( 71%)
- Kalorie 2094kcal
- Podjazdy 100m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Druga jazda sezonu.
Poniedziałek, 31 marca 2014 · dodano: 01.04.2014 | Komentarze 0
Druga jazda sezonu. Wiało dzisiaj bardziej niż wczoraj i ogólnie było chłodniej. Przerzutki mi szwankują, nie mogłem ich wyregulować. Czyżby się "kończyły" Do tej pory działały bez zarzutu. Pokręcimy, zobaczymy.
- DST 55.07km
- Czas 02:34
- VAVG 21.46km/h
- VMAX 41.63km/h
- Temperatura 19.8°C
- HRmax 169 ( 86%)
- HRavg 136 ( 69%)
- Kalorie 2002kcal
- Podjazdy 114m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozpoczęcie sezonu.
Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 0
......
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Zakończenie sezonu.
Wtorek, 3 grudnia 2013 · dodano: 03.12.2013 | Komentarze 0
Od grudnia do końca lutego odstawić rower, a od marca znowu rozpocząć jeśli oczywiście warunki na to pozwolą. Takie założenia mam co roku i w zasadzie się sprawdzają, w zasadzie, bo w tym się nie sprawdziły i sezon rozpocząłem dopiero w maju.
cdn.
No i nastał Nowy Rok 2014. Teraz mogę już z pewnością powiedzieć, że sezon zakończony. Mogę go podsumować, zarówno pod względem dokonań rowerowych jak i innych związanych z aktywnością fizyczną i nie tylko. Bo zaznaczyć tu chcę że oprócz pasji jazdy rowerem mam jeszcze inne, inne upodobania, między innymi chodzenie po górach oraz ogólne szwędanie się po ciekawych okolicach i zwiedzanie interesujących miejsc.
Rok też ten mogę uznać za udany pod wieloma względami, bo i pojeździłem rowerem, odbyłem kilka ciekawych delegacji zarówno krajowych jak i zagranicznych które pozwoliły mi poznać nowe miejsca a i odwiedzić już widziane, no a i wypadów w góry było też nie mało.
Sezon rowerowy w tym roku zaczął się bardzo późno, gdyż dopiero w maju. W maju usiadłem na swój rower na pierwszą przejażdżkę. Być może ktoś zwrócił uwagę, że napisałem na swój rower, a napisałem tak dlatego, że w kwietniu miałem okazję wsiąść na rower wypożyczony. No i być może powinienem napisać, że sezon rowerowy rozpocząłem dokładnie 27 kwietnia w Zakopanem bo tam też miała miejsce pierwsza przejażdżka rowerem po Dolinie Chochołowskiej. Ja jednak będę trzymał się opcji majowej i jazdy na swoim rowerze.
Zacznę jednak opis od początku roku i wydarzenia opiszę chronologicznie, tak jak to miały miejsce. I tak:
W styczniu nic specjalnego się nie działo, no poza tym, że zorganizowałem sobie z kolegą kilka wyjazdów na basen do Strzelina.
Organizm przez większość roku jest w moim przypadku przyzwyczajony do jakiegoś ruchu, jakiegoś wysiłku. By dać mu jakieś zajęcie a tym samym nie przesiedzieć całego miesiąca całkowicie w domu, to jeździliśmy raz w tygodniu na basen. Jak się okazuje, w Strzelinie, miejscowości oddalonej od Grodkowa o 30 km powstał ciekawy kompleks kąpielowy. Baseny, sauny i inne atrakcje. Dużo ciekawszy niż w bliżej położonym Brzegu. Od razu po pierwszej wizycie przypadł nam do gustu. I tak korzystamy z niego w ten sposób, że w pierwszej kolejności pływamy minimum godzinę, później relaksujemy się w jacuzzi, następnie odwiedzamy sauny, zarówno suchą jak i parową. Po saunie relaksujemy się na masażach w basenie z bąbelkami i biczami wodnymi. Po odpoczynku powtórka z ewentualnymi zmianami. Tak jesteśmy w stanie spędzić tam od 4-rech do 5-ciu godzin. Bo jak się wybieramy to na całe popołudnie. Ze względów ekonomicznych między innymi.
Pływając liczę sobie ile długości przepłynąłem, i tak zaczynałem od 80-ciu czyli 2 000 metrów. Z tygodnia na tydzień liczba długości się zwiększała, standardem było 3 000 m, a bywało ponad 4 tys. Rekord natomiast mój to 5 500 metrów. Nie powiem, wtedy to się napływałem, pływanie i do tego sauna wykończyły mnie, czułem się tak jak po przejechaniu 150 km na rowerze.
Na basen jeździliśmy w zasadzie regularnie raz w tygodniu do końca marca. No jeden wyjazd trafił się nam jeszcze w maju.
A od maja sezon rowerowy. Ale zanim się rozpoczął to w między czasie zorganizowałem sobie kilka wyjazdów w góry oraz miałem okazję pojechać kilka razy w delegację.
I tak w lutym trafił się wyjazd do Warszawy. Nic szczególnego, poza tym, że miałem okazję przespacerować się nocą po mieście i zrobić kilka fotografii. Robiąc to zdjęcie nie spodziewałem się że obiekt na nim widoczny będzie w przyszłości wzbudzał tyle kontrowersji.

Tęcza na Placu Zbawiciela © polemar

Kościół Najświętszego Zbawiciela © polemar

Warszawa nocą © polemar
Z rana po przebudzeniu z okna pokoju hotelowego zrobiłem zdjęcie zamkniętemu i obecnie remontowanemu Hotelowi Warszawa.

Plac Powstańców Warszawy © polemar
Przedwojenny budynek zaliczał się do najwyższych w Europie i najwyższego w Polsce. Dla ciekawostki dodam, że miałem okazję w nim spać jeszcze przed zamknięciem.
Na przełomie lutego i marca zorganizowaliśmy wraz ze znajomymi wyjazd do Karpacza, między innymi z zamiarem zdobycia Śnieżki. Byłem na tym szczycie kilka razy, ale nigdy jeszcze zimą.

W zimowej scenerii w drodze na Śnieżkę © polemar
Dotarliśmy tylko albo aż do Schroniska Dom Śląski. Do szczytu zabrakło niecałej godziny, ale warunki pogodowe na to nie pozwoliły.

Dom Śląski spowity chmurami © polemar
Musiałem się pogodzić z porażką i wrócić nieusatysfakcjonowany do pensjonatu.
Na drugi dzień pogoda była już na tyle sprzyjająca by można było kontynuować zdobywanie, niestety, my nie byliśmy w stanie, tak dzień wcześniej dostaliśmy w d….ę. Kolega skręcił nogę w stawie kolanowym a mnie tak obtarły buty, że ledwo chodziłem. Pozostało nam zorganizować coś na miejscu by nie trzeba było zbyt dużo chodzić. Postanowiliśmy iść do Gołębiewskiego by zregenerować się na basenach, saunie i masażach, dodatkowo w tężni i komnacie solnej. To wszystko się mieści w kompleksie hotelowym Gołębiewski w Karpaczu.

Hotel Gołębiewski w Karpaczu Górnym © polemar
Hotel jest tak położony by z tego punktu można było się napawać pięknymi widokami okalających go szczytów. I tak leżąc w jacuzzi miałem okazję patrzeć na Śnieżkę. W ten oto sposób mieliśmy okazje ją zobaczyć.

Śnieżka i fragment zbocza Kopy © polemar
Dwa dni po Karpaczu pojechałem drugi raz w tym roku w delegację do Warszawy. Był to wyjazd trzydniowy na targi na których się wystawialiśmy. Scenariusz standardowy, od rana do późnego popołudnia na stoisku a wieczorem czas wolny.
Po ciężkim dniu pracy najlepiej jak dla mnie jest się zrelaksować przy piwie.

Gdzieś w Warszawskiej knajpie © polemar
I dobrym jedzeniu.

Kaczka pieczona © polemar
Tradycyjnie tym którzy Warszawy nie znali pokazałem najciekawszą jej część. Przespacerowaliśmy się Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem na Stare Miasto.

Pałac Prezydencki © polemar

Zamek Królewski © polemar
W marcu też, a konkretnie by dzień swoich urodzin uczcić wybrałem się z bratem i kolegą na zimowe zdobycie Śnieżnika. Jak nie Śnieżka to Śnieżnik pomyślałem i tak też zrobiłem.
Wyjście z Kletna poprzez Żmijowiec, Przełęcz Śnieżnicką i schronisko Na Śnieżniku.

Szlak ze Żmijowca na Śnieżnik © polemar

Schronisko na Śnieżniku © polemar

Na szczycie Śnieżnika © polemar
Powrót w odwrotnej kolejności, z tym że postanowiliśmy przysiąść w schronisku by coś przekąsić i uzupełnić płyny. Wycieczka wspaniała, warunki pogodowe poza lekkim mrozem i silnym wiatrem można by rzec idealne. Widoki przez to były piękne.
W kwietniu miałem okazję odbyć lot z Krakowa do Brukseli, a stamtąd wypożyczonym samochodem po belgijskich autostradach pojechać do przygranicznego z Luksemburgiem miasteczka Arlon.

Nad Europą © polemar
Miałem okazję pić belgijskie piwo i z całą stanowczością stwierdzam, że nigdzie indziej smaczniejszego nie piłem. Zakupione w pobliskim sklepie i degustowane w pokoju hotelowym.

Belgijskie piwo © polemar
Dla koneserów piwa jest to niewątpliwie delikates wśród tych trunków, zarówno piwo zakupione w sklepie jak i lane w knajpie.
Belgowie to przyjazny naród, czego dowodem było bardzo miłe potraktowanie nas w jednej z piwiarni.

W Belgijskiej knajpie © polemar
Pod koniec kwietnia zadzwonił do mnie kolega, ten z którym byłem na Śnieżniku i zaproponował wyjazd do Doliny Chochołowskiej celem zobaczenia krokusów.

Krokusy © polemar
Mi takich propozycji dwa razy nie trzeba składać. Wyjechaliśmy w sobotę 27-go prosto do Doliny Chochołowskiej.

Na tle Kominiarskiego Wierchu © polemar
Tam miała miejsce wspomniana wcześniej pierwsza jazda rowerem. By nie tracić czasu i sił jest możliwość wypożyczenia rowerów na wlocie do doliny i podjechania jak najbliżej jej końca. Tak też zrobiliśmy, podjechaliśmy gdzieś około 4-rech kilometrów. A dalej na piechotę do Schroniska.
By wycieczka była bardziej udana to zaplanowaliśmy jeszcze wejście na Grzesia.

Na Grzesiu © polemar
Po noclegu w Zakopanem przed wyjazdem do domu zaproponowałem jeszcze by podejść na Rusinową Polanę. Towarzysze przystali na tę propozycję.

Na Rusinowej Polanie © polemar
No i rozpoczął się sezon rowerowy, 4-go maja miała miejsce pierwsza jazda rowerem. W maju udało się przejechać 546 km w 10 dni, czyli średnia na przejażdżkę jak łatwo obliczyć wyniosła 54,6 km. Nie ma co tu przytaczać ciekawych wycieczek rowerowych, bo takowych nie było.
Natomiast do ciekawych niewątpliwie należała wycieczka zorganizowana wspólnie ze znajomymi z pracy w Masyw Śnieżnika. A konkretnie do schroniska Na Śnieżniku. To miało być drugie w tym roku wejście na Śnieżnik.
Wyjechaliśmy w piątek po pracy, dojechali do Kletna, tam zostawiliśmy samochody i piechotą podążyliśmy do schroniska. W sobotę odwiedziliśmy Międzygórze.

Zabudowa Międzygórza © polemar
Z Międzygórza wybraliśmy szlak inny niż ten którym zeszliśmy i spod Wodospadu Wilczki wyruszyliśmy na szczyt. Było to drugie wejście na ten szczyt w tym roku, tym razem wiosenne.

Na Śnieżniku © polemar
W dzień wyjazdu zwiedziliśmy jeszcze Jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie.
W czerwcu jak przystało na miesiąc o długich dniach, można by było organizować dłuższe przejażdżki. W planie było kilka. Nie mogę powiedzieć, że miesiąc był nie udany, ale stwierdzam, że nie w pełni byłem usatysfakcjonowany. Choć nie powiem, udało się zrealizować dwa konkretne wypady.
Jeden w pobliże Gór Sowich i Bardzkich o dystansie 203 km, podczas którego odwiedziłem Strzelin, Niemczę, Przerzeczyn-Zdrój gdzie miałem okazję napić się wody zdrojowej. Następnie dojechałem w pobliże Srebrnej Góry, do Ząbkowic Śląskich, Kamieńca Ząbkowickiego i Ziębic.

Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim © polemar
Drugi ze znajomymi w Góry Złote, podczas którego odwiedziliśmy Złoty Stok, Lądek Zdrój gdzie tradycyjnie jak w każdym zdroju mam ochotę na łyk wody zdrojowej, którą i tym razem spróbowałem.

Lądek Zdrój © polemar
Wypadów planowałem więcej, ale odpadło 7 dni które mógłbym przeznaczyć na jazdę, odpadło ze względów innych wyjazdów.
A złożyło się na to kilka jednodniowych delegacji: do Warszawy, Poznania i Katowic oraz czterodniowy wyjazd w Tatry.
Jeśli w przypadku delegacji były to wyjazdy jałowe i nieistotne, tak wyjazd w Tatry przeciwnie.
Zorganizowaliśmy go z kolegami z pracy, wyjechali w czwartek 20-go a wrócili w niedzielę 23-go. Noclegi mieliśmy zorganizowane w schronisku W Dolinie Roztoki. Przepiękne schronisko, urokliwe miejsce.

Schronisko Roztoka © polemar
W planie było wejście na Rysy oraz przejście przez Szpiglasową Przełęcz, bądź z Dolina Pięciu Stawów Polskich bądź spod Morskiego Oka. No a na niedzielę planów konkretnych nie było, po prostu miało coś wyjść w trakcie.

Okolice Czarnego Stawu nad Morskim Okiem © polemar
Przez kolegów zostało wszystko zrealizowane, mi niestety nie udało się wejść na Rysy. Jak się okazuje, po mojej kontuzji nie byłem na tyle dobrze przygotowany by odbyć tę wędrówkę. Byłem zmuszony zawrócić znad Czarnego Stawu pod Rysami.

W drodze na Rysy © polemar
Przejechany dystans w czerwcu to 936 km. Nie jest to wynik niesatysfakcjonujący, ale mogłoby być lepiej.
W miesiącu lipcu wynik był już powyżej tysiąca przejechanych kilometrów, 1227 km w 16 dni. Jedna dłuższa wyprawa, to jest 202 km w Góry Sowie. Trasa przebiegała przez Ziębice, Ząbkowice Śląskie, Srebrna Góra z przełęczą Srebrną, zjazd do Jugowa, Przełęcz Jugowska, zjazd do Pieszyc, Bielawa, Przerzeczyn Zdrój i tradycyjnie woda zdrojowa, następnie do Niemczy, Strzelina i Grodkowa.

Przerzeczyn Zdrój i miejsce ujęcia wody źródlanej w parku zdrojowym © polemar
Inną atrakcją miesiąca był czterodniowy wyjazd w delegację do Holandii i Belgii. Nie było to, to czego bym oczekiwał, ale nowo poznane tereny, odwiedzone miejsca i degustacja nowych i ciekawych potraw na długo pozostaną w pamięci.
Żałuję, że nie skorzystałem z okazji i nie wykąpałem się w Morzu Północnym, bo była okazja

Nad Morzem Północnym w Holandii © polemar
Może jak na lipiec nie było zbyt ciepło i śmiałków kąpieli przez to niewielu, to ja jednak mogłem spróbować i tego doświadczyć.
Sierpień pod względem jazdy na rowerze był miesiącem rekordowym, 1643 km przez 21 dni. Zapewne wynik byłby jeszcze lepszy, ale tradycyjnie kilka dni wypadło, między innymi dwa wypady w góry i kilka delegacji jednodniowych.
Wypady w góry to zdobycie kolejnego ze szczytów Korony Gór Polski. Wyjazd zaproponowany przez kolegę, tym razem padło na Babią Górę w Beskidzie Żywieckim.
W dzień przyjazdu i ulokowaniu się w schronisku Na Markowych Szczawinach skąd zaplanowaliśmy bazę wypadową, rozpadało się na dobre i tak paskudna pogoda towarzyszyła nam dnia następnego.

Na Babiej Górze © polemar
Trzeciego dnia pogoda się poprawiła i postanowiliśmy drugi raz wejść na Babią Górę, z tym, że innym szlakiem. Wybraliśmy szlak żółty ze schroniska zwany Percią Akademików. Po zdobyciu szczytu zeszliśmy na Przełęcz Brona i by nie iść tym samym szlakiem co dzień wcześniej, wybraliśmy opcję dojścia bezpośrednio do parkingu w Markowych gdzie stał zaparkowany nasz samochód poprzez Małą Babią Górę. I tak udało nam się zdobyć dodatkowo jeszcze Małą Babią Górę.

Na szczycie Małej Babiej Góry © polemar
Kilka dni później zostaliśmy zaproszeni przez znajomych do Koniakowa. Tam w drugi dzień pobytu w ramach wypocenia toksyn, które nagromadziły się w organizmie dnia poprzedniego podczas wspólnego ogniska, zaproponowałem wyjście na Baranią Górę. Nie mógłbym sobie darować tego by jej nie zdobyć będąc tak blisko. Dziewczyny zostały w obozie, a męska ekipa wyruszyła zdobywać szczyt.

Na szczycie Baraniej Góry © polemar
Jeśli chodzi natomiast o wycieczki rowerowe, to padł kolejny rekord w długości trasy. Tym razem był to kolejny etap związany z przejazdem wzdłuż rzeki Nysy Kłodzkiej, to jest do jej źródeł.
Sama jazda wzdłuż rzeki nie była imponująca jeśli chodzi o długość, bo był to odcinek od Kłodzka do Długopola ale najpierw trzeba było dojechać do Kłodzka i wrócić z Długopola. Dystans wyniósł 220 km w potwornym upale dodam. Tradycyjnie przejeżdżając przez miejscowość uzdrowiskową jaką jest Długopole wstąpiłem do pijalni wód zdrojowych.

Pijalnia w Długopolu © polemar
Kolejnym dystansem powyżej setki i nowo poznanymi terenami był wyjazd do Czech w rejony Gór Ryhlebskich. Granicę przekroczyłem w Kałkowie i trafiłem do Vidnavy. Stamtąd w okoliczne wspomniane wcześniej góry. Jeden podjazd i powrót przez przejście graniczne w Sławniowicach.

Rynek w Vidnawie w Czechach © polemar
Następnym z dłuższych to etap płaski po Opolszczyźnie a konkretnie między innymi do Mosznej, Krapkowic i Rogowa Opolskiego w celu zobaczenia tamtejszych zamków. Etap nazwałem „Szlakiem zamków Opolszczyzny”, do wymienionych wcześniej trzech mogę jeszcze dodać zamek w Niemodlinie i Kopicach. Czyli pięć zamków w ciągu jednego dnia, dystans to 161 km.

Zamek w Mosznej © polemar

Zamek w Krapkowicach © polemar

Zamek w Rogowie Opolskim © polemar
Wrześniowa pogoda nie sprzyjała jeździe na rowerze. Przejechane tylko 653 km. Kilka standardowych przejażdżek po okolicznych terenach. Między innymi byłem sprawdzić czy pojawiły się grzyby, bo mam takie trasy że gdy tylko są, to mogę pogodzić jazdę wraz z nazbieraniem trochę grzybków choćby na jajecznicę. W tym roku niestety nie było grzybów w tych rejonach co jeździłem. Odbyłem jeden wyjazd na Wzgórza Strzelińskie i tylko jeden dystans powyżej 100-tu km w rejony Paczkowa.
Z innych ciekawostek miesiąca to wyjazd delegacyjny do Luxemburga. Tym razem spaliśmy poza granicami Luksemburga a mianowicie w Belgijskim mieście Arlon. Zresztą nie pierwszy raz, gdyż warunki tam o wiele lepsze, no i dostęp do piwa znakomity.

Belgijskie Piwo © polemar

Kolekcja piwa z Belgii © polemar
Poza degustacją piwa nic ciekawego nie zobaczyłem. Wyjazd że tak powiem, jałowy.
W miesiącu październiku przejechałem 1060 km, czyli wynik jak na tę porę roku satysfakcjonujący. Dwa dystanse powyżej „setki” w tym jedna wycieczka do Jawornika i Jesenika.

Zamek w Jaworniku © polemar

Rynek w Jeseniku © polemar
Kolejnym ciekawym wypadem rowerowym miał być wjazd na Pradziada.

Za górami za lasami widać Pradziada © polemar
Pradziad w oddali © polemar

Na przełęczy Videlskiej © polemar
Niestety nie udał się, z powodów technicznych a konkretnie z powodu awarii roweru kolegi. Jazdę zakończyliśmy w Karlowej Studance

Pijalnia wód zdrojowych w Karlowej Studance © polemar
Dystans października niezły, przede wszystkim pogoda dopisała.
Poza udanym miesiącem pod względem jazdy to i chcę jeszcze dodać, że był też udany pod względem wypadów w góry.
Tym razem odwiedziłem dwa razy Karkonosze. Tydzień po tygodniu, i zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku spałem w Schronisku Samotnia. Wyjazdy niby takie same, ale jakże odmienne choćby ze względu na towarzystwo i warunki pogodowe. Dwa wejścia na Śnieżkę, z różnych stron i podczas odmiennej pogody. Dla kogoś kto lubi góry nie ma znaczenia że jest się w tym samym miejscu w weekend po weekendzie.
Drugi wyjazd był zaplanowany od kilku miesięcy wraz ze znajomymi z pracy. Natomiast pierwszy wyskoczył nagle i niespodziewanie. Zaproponował mi go kolega a że wiadomo, mnie do takich wyjazdów nie trzeba namawiać.

Schronisko Samotnia © polemar

Na Śnieżce podczas pierwszego wyjazdu © polemar

Na szczycie Śnieżki tydzień później © polemar
Dwa całkowicie udane wyjazdy, może nie poznane nowe tereny, ale odświeżone stare i obejrzane z innej perspektywy.
W miesiącu tym rozpoczęliśmy z kolegą intensywną jazdę na basen do Strzelina.
Listopad to miesiąc w którym zazwyczaj kończę sezon rowerowy. Tak też i było w tym roku. Szkoda że tylko raz udało się wsiąść na rower, ale warunki atmosferyczny wyjątkowo mi nie sprzyjały.
Poza tą jedną jazdą trafił się wyjazd w Góry Kamienne a dokładnie do Schroniska Andrzejówka i zdobycie między innymi Waligóry. Oprócz wymienionego szczytu byliśmy jeszcze na granicznym szczycie Szpiczak a także odwiedziliśmy ruiny zamku Radosno a następnie miejscowość Sokołowsko.

Schronisko Andrzejówka w Górach Kamiennych © polemar

Na szczycie Waligóry © polemar
Delegacja do Warszawy i wygospodarowanie trochę czasu pozwoliło mi w końcu na to by dotrzeć do miejsca gdzie budowana jest Świątynia Opatrzności Bożej. Chciałem ją zobaczyć ze względów architektonicznych, gdyż jest okazałą i ciekawą budowlą.

Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie © polemar
Tak oto zakończył się sezon rowerowy. Rower odstawiłem do rodziców i powiesiłem na haku, niech czeka na sprzyjające warunki w 2014 roku. W planie mam rozpocząć sezon w marcu, jak wyjdzie to się okaże. Nie jest to sztywny termin, bo patrząc na rok miniony, to nie ma co planować i jeśli się trafi sprzyjająca pogoda w styczniu czy lutym to rozpocznę jazdę już wtedy.
Sezon rowerowy się zakończył, ale nie zakończył się rok a tym samym możliwość zorganizowania jakiegoś wyjazdu w góry.
Grudzień miał w swoim okresie dwie ciekawe jak dla mnie daty, to jest 11.12.13 r. oraz dzień urodzin mojej córki Karoliny 13.12.13 r. No i jako, że przywiązuję wagę do takich ciekawostek i zbieżności to postanowiłem, że właśnie w tych dniach zorganizuję jakieś wyjazdy w góry. Oczywiście takie by to można było odnotować w swoim notesiku, a żeby to zrobić to powinny to być albo nowe szczyty alb powtórzone z tym, że o innej porze roku. Jesienną porą było kilka w pobliżu do zdobycia, większość w obrębie Kotliny Kłodzkiej. I tak na 11-go grudnia padło na Kłodzką Górę w Górach Bardzkich a 13-go na Śnieżnik.
Kłodzką górę zdobyłem idąc nowym jak dla mnie szlakiem wraz z kolegą którego udało mi się namówić na ten wyjazd. Wzięliśmy sobie urlopy i samochodem pojechaliśmy do Barda. Wyruszyliśmy z parkingu przy zakolu Nysy Kłodzkiej gdzie koniec swój ma jedna z okolicznych atrakcji, którą jest spływ kajakami lub pontonami. Stamtąd poprzez na szczyt Kalwarii, gdzie wzdłuż szlaku biegnie droga krzyżowa której zwieńczeniem jest Kaplica Górska. Następnie przez Ostrą Górę, na której zboczach mieliśmy okazje trochę pobłądzić doszliśmy do Przełęczy Łaszczowa a stamtąd do celu czyli na Kłodzką Górę. Powrót tą samą trasą, gdyż w zasadzie nie ma innej możliwości.

Na szczycie góry Kalwaria w Bardzie © polemar

Na szczycie Kłodzkiej Góry © polemar
Natomiast 13-go grudnia w piątek wraz z bratem wybraliśmy się na Śnieżnik. Oczywiście należało wybrać taki szlak, którym jeszcze nie szedłem. Padło na wejście z Kamienicy.

Śnieżnik w zimowej szacie © polemar
Najpierw szlakiem żółtym do Przełęczy Pod Graniczną Górą, tam wzdłuż granicy szlakiem zielonym. Ze względu na trudne warunki na szlaku musieliśmy zejść na czeską stronę i do szczytu dotrzeć szlakami czeskimi. Przy tej okazji mieliśmy możliwość dotrzeć do źródeł Morawy. Stamtąd już było około 500 metrów do szczytu.

Zimą na szczycie Śnieżnika © polemar
Zdobycie szczytu zadedykowałem mojej córce Karolinie. Dokładnie 22 lata wcześniej, też w piątek przyszła na świat.
Trzeci wyjazd w góry trafił się niespodziewanie. Zaczęło się od tego, że wraz z kolegą z pracy mieliśmy jechać w delegację do Krakowa. Zrodził się nam w głowie plan, by po załatwieniu spraw służbowych zorganizować coś dla siebie. Jednogłośnie, a raczej jednomyślnie zaproponowaliśmy Turbacz w Gorcach.

Obelisk na Turbaczu © polemar
Plan jak dla mnie świetny, gdyż tego szczytu jeszcze nie miałem w swojej „kolekcji”. Przed wyjazdem zrobiłem wszystkie niezbędne wyliczenia dotyczące czy wystarczy nam czasu. Po przeanalizowaniu, było wiadomo o której musimy wyjechać z Grodkowa by załatwić sprawy w Krakowie i zdążyć dotrzeć do Nowego Targu. Stamtąd wejść najkrótszym szlakiem na szczyt i powrócić do samochodu przed zmrokiem. Później czekał nas jeszcze czterogodzinny powrót do domu.
Padło na 23 grudzień, czyli na dzień przed Wigilią. Oznaczało to, że będzie to już zimowe wejście na szczyt.
Wszystko poszło zgodnie z planem, podróż, wizyta w Krakowie, dotarcie do Nowego Targu, wejście na szczyt i powrót. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale zdążyliśmy.

Szczyt Turbacza zimą zdobyty © polemar
Pogoda nam dopisała, mieliśmy piękne widoki na Tatry.

Tatry widziane ze szlaku na Turbacz © polemar
Przed końcem roku udało się zorganizować taki świetny wyjazd. W Gorce trzeba kiedyś powrócić.
Tym oto akcentem mogę zakończyć podsumowanie. Teraz jeszcze tylko trochę liczb.
No i tak podsumowując „rowerowo” rok 2013 to:
6180 km przejechanych w 80 dni.
1643 km – najdłuższy dystans miesiąca,
220 km – najdłuższy dystans dnia,
77,25 km – średnia dnia,
71,8 km/h – max prędkość,
30,78 km/h – największa średnia dnia,
1759 m – suma podjazdów w jednym dniu.
Z innych ciekawostek poza rowerem, to zdobycie dwóch kolejnych szczytów z KGP, to jest Babiej Góry oraz Turbacza. Poza nowymi, wchodziłem kolejny już raz na szyty już wcześniej zdobyte, i było ich 8. Rekord należy do Śnieżnika – 3 razy, Śnieżka – 2 razy, Babia Góra – 2 razy.
Dla ciekawostki, to Śnieżnik jak na razie to jedyna góra zdobyta o każdej porze roku. Następną w kolejności planuję Śnieżkę, jest okazja, bo brakuje mi wejścia zimowego czyli do zrealizowania najszybciej.
Podsumowując to:
29 – dni spędzonych w górach,
299,6 km – na szlaku,
103:55 godzin na szlaku,
14 456 m – suma podejść,
14 544 m – suma zejść.
Na basenie byłem:
20 razy i przepłynąłem
66,5 km,
5,5 km - najwięcej podczas jednego dnia.
Podczas wysiłku i ruchu z organizmu uchodzi w atmosferę dużo wody, należy ją uzupełniać pod postacią różnych płynów. Między innymi można piwem, i tak dla ciekawostki w 2013 roku wypiłem:
820 piw.
- DST 103.01km
- Czas 04:24
- VAVG 23.41km/h
- VMAX 48.40km/h
- Temperatura 6.5°C
- HRmax 163 ( 83%)
- HRavg 131 ( 67%)
- Kalorie 3247kcal
- Podjazdy 785m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Listopadowa jazda
Sobota, 16 listopada 2013 · dodano: 16.11.2013 | Komentarze 0
Najprawdopodobniej jest to ostatnia jazda w tym sezonie rowerowym. Pogoda nie sprzyja, pada śnieg. Jeśli tak będzie do soboty, to rower wieszam na ścianę :-)
- DST 60.05km
- Czas 02:30
- VAVG 24.02km/h
- VMAX 47.70km/h
- Temperatura 10.2°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 130 ( 66%)
- Kalorie 1823kcal
- Podjazdy 286m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni dzień października
Czwartek, 31 października 2013 · dodano: 31.10.2013 | Komentarze 0
Piękny był dzisiaj dzień, słoneczny przede wszystkim. postanowiłem to wykorzystać i zrobić jakąś rundkę rowerem. Ostatni dzień października pozwolił na to by zwiększyć ilość km w tym miesiącu. Z racji tego, że dzień krótszy i czasu po pracy mało to wziąłem sobie przepustkę o 12-tej godzinie. Najpierw poszedłem do Urzędu złożyć deklarację śmieciową, później jakieś zakupy, do domu coś zjeść no i na rower.
Dzisiejszego dnia wybrałem się na przejażdżkę w kierunku Biechowa, jadąc obok zamku w Jędrzejowie dostrzegłem, że jest bardziej widoczny niż zwykle, gdyż nie było już tyle liści na drzewach, które go zazwyczaj zasłaniają.Zamek w Jędrzejowie
© polemar
Takim oto sposobem mam jedną fotkę z dzisiejszego wypadu.
W Biechowie jest pałac, no i zastanawiałem się czy jego też nie sfotografować, no i może bym to zrobił, ale jadąc z górki, oślepiło mnie słonko które o tej porze jest już nisko nad ziemią, no i wpadłem w dziurę na jezdni i oczywiście przyszczypałem dętkę i ją przebiłem. No myślałem, że szlak mnie trafi. Dałem sobie spokój z pałacem i wziąłem się za wymianę. Upieprzyłem się do tego jak nigdy.
Zebrałem się i już bez zatrzymywania ruszyłem w kierunku domu, przez Pakosławice, do Grodkowa.
Jutro dzień Wszystkich Świętych, nie wiem czy wybiorę się na przejażdżkę. Okaże się jutro w jakim będę nastroju. Na sobotę natomiast planuję jakiś wypad, jak nie rowerem to pieszo gdzieś po górach połazić. Gdzieś nie daleko, byle by było ciekawie.
- DST 54.01km
- Czas 02:10
- VAVG 24.93km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 13.4°C
- Kalorie 1573kcal
- Podjazdy 180m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Realizacja planów.
Wtorek, 29 października 2013 · dodano: 29.10.2013 | Komentarze 2
Dzisiaj zamierzałem zrealizować plan jaki założyłem, czyli przejechać w tym miesiącu 1000 km i 6000 w tym roku. Udało się, do tysiąca w październiku brakowało mi 54 km a do 6-ciu tysięcy 48 km. Udało się, zarówno jeden jak i drugi wynik osiągnięty.
- DST 82.48km
- Czas 04:06
- VAVG 20.12km/h
- VMAX 71.80km/h
- Temperatura 22.2°C
- HRmax 171 ( 87%)
- HRavg 147 ( 75%)
- Kalorie 3712kcal
- Podjazdy 1224m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Nieudana próba zdobycia Pradziada.
Sobota, 26 października 2013 · dodano: 27.10.2013 | Komentarze 4
Dlaczego nie udana? Ano dlatego, że jazda skończyła się w Karlovej Studance na ostatnim podjeździe. Zakończyła się jazda mojego kompana, któremu rozwaliła się tylna przerzutka. Ja musiałem wrócić do Głuchołaz sam po to by przyjechać po niego samochodem.
Ale od początku.
Wybraliśmy się z kumplem by pojeździć po Czechach a konkretnie by zdobyć Pradziada 1491 m n.p.m.. Najwyższy szczyt w Jesenikach. Samochodem z rowerami na dachu, by nie tracić cennego czasu i zaoszczędzić trochę sił, podjechaliśmy do Głuchołaz. Tam na parkingu przy granicy rozpoczęliśmy swoją wycieczkę.Roverem z rowerami na dachu
© polemar
Z Głuchołaz na przejście graniczne do Mikulowic. W minionych czasach w tym miejscu należało się zatrzymać na przejściu granicznym, teraz przejazd jest bez zatrzymywania. Co to znaczy Europa bez granic, co za wygoda.Przejście graniczne w Głuchołazach
© polemar
Zaraz za granicą teren jest w zasadzie płaski. Podążamy w kierunku Jesenika.Kierunek Jesenik
© polemar
Wzdłuż rzeki Biała dojechaliśmy do miejscowości Pisecna, gdzie jest skrzyżowanie. Można tam skręcić w prawo i wrócić do Polski przez Vidnavę. Miałem okazję jechać tamtędy na ostatniej czwartkowej wycieczce.Przed skrzyżowaniem w Pisecnej
© polemar
Z Pisecnej lekko pod górkę w kierunku Jesenika. W pewnym momencie dojrzałem na wzgórzu ciekawą budowlę. Jak się okazało jest to budynek sanatoryjny Priessnitz.Dom uzdrowiskowy w Jeseniku
© polemar
Kiedyś w przyszłości będę chciał tam podjechać i zobaczyć go z bliska.
Przez miejscowość Jesenik przejechaliśmy nie zatrzymując się. W pewnym momencie dojrzałem przed sobą cel naszej wycieczki, górę na którą mieliśmy wjechać - Pradziad.Za górami za lasami widać Pradziada
© polemar
Dojechaliśmy do miejscowości Bela pod Pradziadem, tam na skrzyżowaniu skręciliśmy w kierunku Ostrawy.Bela pod Pradziadem
© polemar
Zarówno jedna jak i druga droga prowadzi na przełęcze. Ta w kierunku na Sumperk wiedzie na Cervonohorske Sedlo 1013 m n.p.m. a ta którą my pojechaliśmy na Videlskie Sedlo 930 m n.p.m.
Początek jest w miarę łagodny, lekko pod górkę o 3% nachyleniu.W kierunku Videl
© polemar
Na 30-tym kilometrze naszej przejażdżki dostrzegłem znak, świadczący o tym, że zaraz się zacznie mordęga związana z podjazdem.Zaczyna się podjazd
© polemar
No i zaczęło się, zmuszony byłem przerzucić łańcuch na górskie przełożenia, czyli średnia tarcza z przodu i największa z tyłu. Kolega swoim tempem pognał do góry, ja natomiast swoim znacznie wolniejszym piąłem się metr po metrze.
Zerknąłem na licznik na którym wskazania wysokości były w granicach 650 metrów. Wychodziło na to że mam do pokonania około 300 metrów w pionie. Kąt nachylenia się zmieniał, 7%, 8% 10% i 11%. Prędkość moja spadłą do 6 km/h. Wolno ale jechałem, biorąc pod uwagę to, żeby podjazd był zaliczony to nie powinno się na nim zsiąść z roweru, nawet po to by zrobić zdjęcie Mi udawało się je robić od czasu do czasu jadąc.
W którymś momencie na jezdni widniał napis 1 km, tyle zostało do przełęczy. Odliczałem metry, jeszcze 500, zerknąłem na licznik, 300. To już tuż tuż, ale końca nie widać, bo uniemożliwiały to zakręty. 200 i już widać, dojrzałem koniec podjazdu.Upragniony koniec podjazdu
© polemar
Przełęcz Videlska, po czesku Videlskie Sedlo 930 m n.p.m. zdobyte. Kolega czekał na mnie nie wiem w zasadzie jak długo, parę minut na pewno. Zatrzymałem się by coś się napić przegryźć, batonik czekoladowy był w sam raz. Kilka pamiątkowych fotek i chwilka na odsapnięcie. Był to 34-ty kilometr jazdy.Na Przełęczy Videlskiej
© polemar
Teraz zjazd do miejscowości Vidly. Liczył on sobie prawie 3 km ze średnim nachyleniem 6%.Zjazd do miejscowości Vidly
© polemar
W Vidlach jest skrzyżowanie dróg, w lewo w dół do Vrbna pod Pradziadem, a na wprost pod górkę do Karlowej Studanki. Ujechawszy dosłownie z 300 metrów dojrzałem znak mówiący o 12% nachyleniu, czyli większym niż na ten poprzedni. Minę miałem na pewno niewesołą, zwłaszcza że wiedziałem o tym iż mam podjechać z 770 m na wysokość ponad 1000 metrów.
Prędkość standardowo, 6 km/h. Gdy przekroczyłem wysokość 900 m zacząłem wypatrywać znaków na asfalcie. Był, 500 m do szczytu. Piszę do szczytu, gdyż najwyższy punkt na tym odcinku nie jest przełęczą.
Po jakimś czasie dojrzałem koniec podjazdu.Koniec podjazdu
© polemar
Zatrzymałem się i dojrzałem tabliczkę z nazwą wzniesienia, Kóty 1003 m n.p.m. Zauważyłem pewną różnicę z tym co na mapie. O liczniku swoim nie wspomnę, chyba coś zaszwankował.Szczyt na trasie jazdy
© polemar
Tradycyjnie na szczycie kolega zrobił mi pamiątkową fotkę.Pamiątkowe zdjęcie na szczycie podjazdu
© polemar
Wymieniliśmy spostrzeżenia co do tych dwóch podjazdów. No i postanowiliśmy, że po zjeździe do Karlowej Studanki, zanim zaczniemy podjazd na Pradziada, to wstąpimy do pawilonu po wodę mineralną. Z tego co pamiętałem z ostatniej tam wizyty, też przed podjazdem na szczyt, po wypiciu wody źródlanej dostaliśmy z kumplem takiej energii że można było nie takie podjazdy zdobywać. Pawilon z wodą do picia, którą można brać bez ograniczeń znajduje się bardzo blisko od drogi, tak że nie nadłożymy drogi ani nie stracimy zbyt wiele czasu.
Powiedziałem do kolegi żeby zjeżdżał i na dole spotkamy się w pawilonie. Dodałem że ja już nie szaleję tak jak kiedyś na zjazdach. Po prostu już się boję po tym jak miałem kilka upadków. Niektóre a przynajmniej jeden z nich był bardzo niebezpieczny.
Po 3,5 km zjazdu dojrzałem pierwsze zabudowania Karlowej Studanki. Było to na skrzyżowaniu dróg.Karlowa Studanka
© polemar
Na tym też skrzyżowaniu dojrzałem stojącego kolegę, który coś majstrował przy rowerze. Ostrożnie dojechałem do niego. Wtedy okazało się, że miał upadek i jest trochę poobijany. Kolano stłuczone, krew wyszła przez spodenki, palce lewej ręki zakrwawione.
Opowiedział mi co się stało. Nie był to może groźny upadek, ale jak każdy, niebezpieczny.
Ze skrzyżowania dojrzałem "pitny pawilon"Pitny pawilon
© polemar
Zjechaliśmy do niego. Tam napełniłem bidon i zacząłem pić. Woda ma niesamowity smak, naturalnie nasycona CO2, z wysoką zawartością kwasu węglowego z posmakiem i zapachem siarkowodoru. Wypiłem co najmniej litr. Drugi zatankowałem do bidonu na drogę.
Oczywiście porobiłem kilka zdjęć otoczenia. Między innymi jakiegoś budynku znajdującego się po drugiej stronie ulicy.Zabudowa Karlowej Studanki
© polemar
Po chwili odpoczynku, nawodnieniu ruszyliśmy w kierunku Pradziada. Najpierw do skrzyżowania na którym kolega miał wywrotkę. Podjazd krótki ale stromy. Na liczniku wskazywało 10%. Skręciliśmy w lewo, no i stało się. Jak się okazało wywrotka kolegi miała wpływ może nie tak na niego samego jak na jego rower. Musiał uszkodzić przerzutkę tylną gdyż podjeżdżając i przerzucając na większe tarcze "wpadła" mu w szprychy i zablokowała koło, przy tym się łamiąc. Na tym kolega miał zakończyć swoją jazdę.
Co było robić? No tylko jedno, musiałem jak najszybciej wrócić do Głuchołaz po samochód i wrócić tu po niego.
Ustaliliśmy, że dojazd do Głuchołaz powinien mi zająć około dwóch godzin, kolejna na przyjazd samochodem. Czyli mniej więcej za trzy godziny będę z powrotem.
Była godzina 13:48. Ruszyłem w dół w kierunku Vrbna pod Pradziadem. Trasą inną niż przyjechaliśmy. A to z takiego względu, że było bliżej i bez takich podjazdów.
Zrobiłem jeszcze tylko jedno zdjęcie zabudowy miejscowości.Ciekawe budynki w Karlowej Studance
© polemar
Kolejne zdjęcia były już robione podczas jazdy. Zjazd imponujący, bo o lekkim stopniu nachylenia bez większych, to znaczy ostrzejszych zakrętów.Zjazd do Ludvikowa
© polemar
10 km zjazdu z prędkością, która oscylowała w granicach 50 km/h. Minąłem miejscowość Ludvikov.W kierunku Vrbna pod Pradziadem
© polemar
Dotarłem do Vrbna pod Pradziadem. Tam zaczął się podjazd, na szczęście nie tak ostry jak poprzednie. Za Vrbnem wzniosłem się na wysokość około 700 metrów i mogłem podziwiać okolice. Tereny piękne, łąki, pastwiska, pola i gdzieniegdzie skupiska drzew.
Dojechałem do Hermanowic.Hermanowice
© polemar
Za Hermanowicami czekał mnie ostatni ostry zjazd. Zjazd do miejscowości Zlate Hory.Zjazd do Zlatych Hor
© polemar
Droga szeroka i równa, bez ostrzejszych zakrętów. Znak informował o stromym zjeździe, 12% nachylenia. Złapałem mocniej kierownicę i ruszyłem. Momentalnie nabrałem prędkości, nie musiałem w ogóle pedałować. Minąłem jednego rowerzystę, to znaczy wyprzedziłem z dosyć znaczną różnicą prędkości. Wtedy zdałem sobie sprawę że muszę jechać szybko. Zerknąłem na licznik. Zauważyłem 71 km/h i wtedy dreszczyk emocji przeszył moje ciało. Delikatnie zacząłem hamować, pomyślałem, że za szybko jadę, za szybko jak na mój już nie nowy sprzęt.
Jednak i tak z dużą prędkością dojechałem do Zlatych Hor.Zlate Hory
© polemar
Teraz tylko na granicę państwa. Minąłwszy ją zerknąłem jeszcze w prawo na Góry Opawskie a konkretnie na Biskupią Kopę, której też zrobiłem zdjęcie nie zatrzymując się.Biskupia Kopa
© polemar
Do samych Głuchołaz od granicy również jest zjazd, prędkości jakie uzyskiwałem były imponujące. Przejechałem obok szpitala MSW, tego w którym miałem robione trzy operacje na moim kolanie. Pomknąłem w kierunku centrum, samochód stał na parkingu przy przejściu granicznym, czyli dokładnie po drugiej stronie miasta.
Dotarłem do pierwszych świateł.Miasto Głuchołazy
© polemar
Była godzina 15:05. Do parkingu miałem około 3 km. Z jednym jeszcze ostrym podjazdem już przed samym parkingiem. Dotarłem na miejsce, była godzina 15:14.
Czyli czas jazdy niecałe 1,5 godziny. nieźle pomyślałem, załadowałem rower na dach, napiłem się jeszcze, najpierw soku jaki miałem w plecaku a później wody mineralnej z Karlowej Studanki. Uświadomiłem sobie wtedy, że oprócz śniadania które zjadłem w domu nic poza dwoma marsami nie jadłem. No i znowu pomyślałem o wodzie, że to być może jej działanie spowodowało że nie opadłem z sił.
Wysłałem wiadomość do kolegi że już jadę po niego. Na miejscu w Karlowej Studance byłem o godzinie 16-tej.
Tak zakończyła się nasza przygoda ze zdobyciem Pradziada.
Nie powiem, pozostał niedosyt. Szczyt nie zdobyty, setka nie przejechana.
Trzeba będzie to powtórzyć w przyszłym sezonie rowerowym.
- DST 121.30km
- Czas 05:29
- VAVG 22.12km/h
- VMAX 57.60km/h
- Temperatura 22.8°C
- HRmax 177 ( 90%)
- Kalorie 3958kcal
- Podjazdy 1012m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka do sąsiadów, czyli Czech.
Środa, 23 października 2013 · dodano: 23.10.2013 | Komentarze 0
Zorganizowałem sobie dzisiaj wypad do Czech. Jak się uda to wkleję jakieś zdjęcia.
- DST 57.03km
- Czas 02:18
- VAVG 24.80km/h
- VMAX 43.70km/h
- Temperatura 20.8°C
- HRmax 147 ( 75%)
- HRavg 121 ( 62%)
- Kalorie 1397kcal
- Podjazdy 109m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy.
Wtorek, 22 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0
Dni coraz krótsze, po pracy pozostaje czasu na przejechanie zaledwie pięćdziesięciu paru kilometrów. Jutro wziąłem urlop, zamierzam przejechać trochę więcej. Chcę zrobić sobie jakąś konkretną wycieczkę.
- DST 83.05km
- Czas 03:30
- VAVG 23.73km/h
- VMAX 61.50km/h
- Temperatura 12.5°C
- HRmax 151 ( 77%)
- HRavg 121 ( 62%)
- Kalorie 2270kcal
- Podjazdy 544m
- Sprzęt Bike Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
W chłodzie i wietrze.
Czwartek, 17 października 2013 · dodano: 17.10.2013 | Komentarze 0