Info
Ten blog rowerowy prowadzi polemar z miasteczka Grodków. Mam przejechane 41661.71 kilometrów w tym 3695.06 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.99 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 160098 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Czerwiec3 - 0
- 2023, Maj7 - 2
- 2023, Kwiecień3 - 0
- 2023, Marzec4 - 0
- 2023, Luty3 - 1
- 2023, Styczeń5 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik14 - 3
- 2022, Wrzesień4 - 0
- 2022, Sierpień1 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec15 - 0
- 2022, Maj9 - 1
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty2 - 0
- 2022, Styczeń3 - 0
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik6 - 0
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień9 - 0
- 2021, Lipiec15 - 0
- 2021, Czerwiec12 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień3 - 1
- 2021, Marzec5 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 0
- 2020, Październik12 - 0
- 2020, Wrzesień13 - 0
- 2020, Sierpień16 - 2
- 2020, Lipiec19 - 1
- 2020, Czerwiec10 - 2
- 2020, Maj9 - 3
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2019, Sierpień2 - 2
- 2019, Lipiec8 - 2
- 2019, Czerwiec6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Marzec2 - 2
- 2019, Luty5 - 1
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Listopad2 - 1
- 2018, Październik8 - 4
- 2018, Wrzesień8 - 5
- 2018, Sierpień17 - 8
- 2018, Lipiec18 - 10
- 2018, Czerwiec8 - 2
- 2018, Maj4 - 1
- 2018, Kwiecień6 - 1
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik1 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień14 - 1
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 1
- 2017, Maj4 - 1
- 2017, Kwiecień1 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Wrzesień3 - 0
- 2016, Sierpień10 - 1
- 2016, Lipiec4 - 2
- 2016, Czerwiec2 - 0
- 2016, Maj3 - 2
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń6 - 0
- 2015, Grudzień7 - 0
- 2015, Listopad6 - 2
- 2015, Październik5 - 0
- 2015, Wrzesień12 - 1
- 2015, Sierpień18 - 4
- 2015, Lipiec15 - 3
- 2015, Maj5 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec2 - 0
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Październik3 - 2
- 2014, Wrzesień4 - 3
- 2014, Sierpień14 - 3
- 2014, Lipiec11 - 2
- 2014, Czerwiec13 - 2
- 2014, Maj6 - 1
- 2014, Kwiecień2 - 0
- 2014, Marzec2 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik14 - 6
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień21 - 0
- 2013, Lipiec16 - 0
- 2013, Czerwiec9 - 0
- 2013, Maj10 - 1
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik4 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 1
- 2012, Sierpień21 - 8
- 2012, Lipiec9 - 1
- 2012, Czerwiec14 - 2
- 2012, Maj8 - 6
- 2012, Kwiecień3 - 2
- 2012, Marzec4 - 3
- 2011, Listopad2 - 0
- 2011, Październik14 - 3
- 2011, Wrzesień3 - 1
- 2011, Sierpień12 - 9
- 2011, Lipiec13 - 0
- 2011, Czerwiec8 - 0
- 2011, Maj13 - 0
- 2011, Kwiecień9 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
Wędrówka
Dystans całkowity: | 62.60 km (w terenie 667.00 km; 1065.50%) |
Czas w ruchu: | 299:24 |
Średnia prędkość: | 1.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 7.92 km/h |
Suma podjazdów: | 31150 m |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (89 %) |
Maks. tętno średnie: | 142 (72 %) |
Suma kalorii: | 6580 kcal |
Liczba aktywności: | 55 |
Średnio na aktywność: | 12.52 km i 5h 26m |
Więcej statystyk |
VII Noworoczny Rajd Opawski.
Sobota, 9 stycznia 2016 · dodano: 20.01.2016 | Komentarze 0
Może nie od razu po Nowym Roku tylko tydzień później odbył się VII Noworoczny Rajd Opawski zorganizowany przez PTTK Małą Akademia Turystyczna ze Strzelec Opolskich.
Opis wkrótce.
cdn .......
Ze Skrzycznego na Malinowską Skałkę.
Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 20.01.2016 | Komentarze 0
Nie ustawialiśmy budzików, chcieliśmy się wyspać, spokojnie zjeść śniadanie i wybrać się na Skrzyczne. Ze względów bezpieczeństwa wybraliśmy opcję wjazdu kolejką na szczyt a stamtąd w zależności od czasu przejść się w kierunku Przełęczy Salmopole.
Przed 8-mą byliśmy już na nogach, zeszli na śniadanie i spokojnie go konsumowali w sali stylowej na wzór góralskiej chaty. Śniadanie w formie szwedzkiego stołu, na gorąco jajecznica, parówki, naleśniki i pierogi z kapustą i grzybami. Do tego wybór wędlin, serów i sałatek.
Po śniadaniu, zebraliśmy się, spakowali do samochodu, zapytali właścicielkę czy może auto zostać do naszego powrotu i poszli do wyciągu. Po drodze minęliśmy Starą Karczmę w której jedliśmy dzień wcześniej.
cdn
Lubomir.
Wtorek, 5 stycznia 2016 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 0
Gdy zapisałem się do Klubu Zdobywców Korony Gór Polski i by zostać zdobywcą, to muszę wejść na wszystkie 28 szczytów. Wszystkie zdobyte do tej pory nie liczą się, gdyż zdobywanie zaczyna się od momentu przystąpienia do klubu. Jeśli o mnie chodzi, to nie przejmuję się tym, gdyż po górach chodzić lubię a szczyty te dla siebie zdobywam też w różnych porach roku. Taki mam cel który wyznaczyłem sobie jakiś czas temu. Tak że zdobywanie zaczynam od początku, ale będę to robił w miarę możliwości takiej, by kolekcjonować je o różnej porze.
I tak mamy zimę i w tym czasie mam ich kilka do zdobycia. Przy okazji wyjazdu do Krakowa postanowiliśmy z kolegą Jarkiem zdobyć któryś. Najbliżej od Krakowa jest Lubomir w Beskidzie Makowskim.
Czasu nie było zbyt wiele, późno wyjechaliśmy z Krakowa. Tak czy inaczej obraliśmy kierunek na Przełęcz Jaworzyce. Stamtąd jest najkrótsza droga na szczyt, poza tym jest to droga dojazdowa do obserwatorium astronomicznego które się tam znajduje. Tak, że jeśli nas by zastał zmrok to bez dodatkowych niebezpieczeństw powinniśmy sprawnie zejść do samochodu.
Z Krakowa przez Wieliczkę, Dobczyce dotarliśmy na przełęcz.
Na przełęczy zaparkowaliśmy samochód przy wiacie. Była godzina 15-ta. No nie było wyjścia, trzeba było się spieszyć, by za dnia dotrzeć na szczyt.
Ruszyliśmy drogą asfaltową lekko opruszoną śniegiem.
Ślady na środku świadczyły, że ktoś tędy jeździł.
Jak się za jakiś czas okazało, były tam jeszcze jakieś zabudowania do których prowadziła ta droga asfaltowa.
Za zakrętem droga przeszła w twardą gruntową, z tym że nadal była szeroka i równa. Za kilkoma zakrętami gdy już weszliśmy trochę wyżej to ukazał nam się widok na Beskid Wyspowy.
przystanęliśmy na chwilkę, czas gonił, zrobili kilka zdjęć i ruszyli dalej. Droga nie zbyt wymagająca, lekko pod górkę.
Po chwili dotarliśmy do ostatniego zabudowania na tym szlaku. Jest to pensjonat a w zasadzie Gościniec pod Lubomirem. Nie zatrzymywaliśmy się na razie, mieliśmy w planie ewentualnie zrobić to wracając.
Za gościńcem na drodze był szlaban. czyli do samego obserwatorium bez zezwolenia wjechać nie można. Dalej szliśmy lekko pod górę. Śniegu było niewiele, dlatego też nie najwygodniejsza to była droga, bo kamienie wystawały spod śniegu i turlały się pod nogami gdy się na nie nadepnęło. Nie lubię takiej drogi, już duże lepiej by było, gdyby tego śniegu było więcej. No ale, taką mamy zimę tego roku.
Po około 45 minutach ukazał się nam budynek obserwatorium.
Nie omieszkałem poprosić kolegę by zrobił mi kilka zdjęć.
Za obserwatorium idąc od strony którą szliśmy znajduje się oznaczenie szczytu.
Lubomir 904 m n.p.m. zdobyty zimową porą. Jestem tu po raz drugi.
I jeszcze jedno zdjęcie, w miejscu najprawdopodobniej ruin starego obserwatorium. Pozostały tylko schody.
Wyczytałem w encyklopedii, że szczyt zawdzięcza swoją nazwę księciowi Lubomirskiemu, który podarował teren pod budowę obserwatorium.
By szczyt był uznany za zdobyty, należy to potwierdzić w książeczce jak jest możliwość przybijając tam pieczątkę miejsca. Mieliśmy nadzieję, że ktoś jest w obserwatorium i taką pieczątkę nam udostępni. Niestety próby zadzwonienia i wywołania kogokolwiek zakończyły się tym, że zostaliśmy bez potwierdzenia. Mamy na szczęście zdjęcia z zapisaną datą. Powinno to wystarczyć zgodnie z zapisem w regulaminie KGP.
Schodząc robiło się już szaro.
Schodząc widzieliśmy oświetlone drogi. Dotarliśmy do gościńca, pomyśleliśmy, że może tam ostemplujemy sobie książeczki, ale niestety, gościniec był zamknięty. Nawet restauracja, a może tym bardziej restauracja.
Ciemno się zrobiło, ale droga asfaltowa która był opruszona śniegiem, dawała na tyle wyraźny ślad, że nie było potrzeby użycia latarek.
Gdy dotarliśmy do samochodu na parkingu było już ciemno. W oddali zachodziło słońce.
Przebrałem się w suche ubrania i czym prędzej ruszyliśmy w drogę.
Padło pytanie, co robimy? Jutro jest dzień wolny, święto Trzech Króli no i można by było gdzieś się zatrzymać i zdobyć jeszcze jeden ze szczytów. Wielkiego wyboru nie mieliśmy jadąc w kierunku domu. Albo Skrzyczne albo Czupel. Padło na Skrzyczne i nocleg w Szczyrku. Jarek zadzwonił do pensjonatu w którym byliśmy ostatnio. Niestety nie było wolnych pokoi. Znalazł jeszcze kilka miejsc w pobliżu centrum, w jednym było, ale musieli byśmy spać na łóżku małżeńskim, do dwóch się nie dodzwonił. Zbliżałem się do skrzyżowania, gdzie ewentualnie miałbym skręcić by jechać na Szczyrk. Mówię mu, śpiesz się bo nie wiem co robić. No i udało się dodzwonić do pensjonatu dosłownie na kilka set metrów przed skrzyżowaniem.
- Wolne pokoje są?
- Są,
- A w jakiej cenie?
- 45 zł + 15 śniadanie.
Słowa te Jarek powtarzał na głos bym słyszał. Dodał w między czasie do pani w słuchawce, że powtarza po niej, bo przekazuje informacje koledze, czyli mi.
Zacząłem skręcać na skrzyżowaniu na Bielski i powiedziałem, rezerwuj.
Na miejsce dojechaliśmy po około dwóch godzinach. Zameldowaliśmy się w pensjonacie.
Pokój przytulny, czysty, z imitującymi drewnianą chatę na tylnej ścianie za łóżkami.
Rozpakowaliśmy się i zeszli na dół uregulować rachunki. Przy okazji Pani poleciła nam kilka knajp, gdzie byśmy mogli coś zjeść.
Dodatkowo dała nam kupon rabatowy do jednej z knajp.
Mieliśmy w planie iść na golonkę do karczmy gdzie byliśmy podczas ostatniego kwietniowego pobytu, ale skoro mamy rabat na kolację w wysokości 20% to możemy iść zobaczyć co tam serwują.
Niestety, jak się okazało, to restauracja już posiłków nie przygotowywała a zamykana była za 30 min. Poszliśmy do następnej, to samo, kolejna i znowu kiszka. Ta do której planowaliśmy iść również.
W pewnym momencie zakląłem i powiedziałem k... gdzie myśmy trafili. Śmialiśmy się, że zostanie nam jakiś sklep, zakupy suchego prowiantu i wylądowanie w pokoju.
Kierując się już w kierunku pensjonatu i sklepu, przechodziliśmy obok niepozornego starego budynku na którym widniał szyld "Stara Karczma". Przez okno zauważyliśmy, że w środku jeszcze siedzą ludzie. Weszliśmy i zapytali czy jest jeszcze otwarte i czy nam pan poda coś do zjedzenia i picia. Ulokował nas przy stole dając tym samym do zrozumienia, że tak.
Od razu zamówiliśmy po piwie i w zasadzie bez zaglądania w kartę zapytali o golonkę. Zaproponował nam ją w wydaniu beskidzkim z ziemniakami i kapustą zasmażaną. Bez zastanowienia przystaliśmy na to.
Zanim dostaliśmy jedzenie to wypiliśmy po jednym piwie. Lanym Żywcu, który wyjątkowo nam smakował.
W trakcie jedzenia pękło drugie piwo.
A oto i sama golonka po beskidzku.
Po skończonej konsumpcji, udaliśmy się jeszcze do sklepu zakupić coś do picia na następny dzień.
Poszli do pensjonatu, ulokowali się w pokoju, wypili jeszcze po piwie i poszli spać.
Na drugi dzień w planie Skrzyczne.
- Teren 14.50km
- Czas 06:25
- Podjazdy 764m
- Aktywność Wędrówka
Poświąteczna wędrówka.
Niedziela, 27 grudnia 2015 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 0
Po świętach i w większości przesiedzianym czasie przy rodzinnym stole, postanowiliśmy zorganizować wyjazd na Śnieżnik.
Zebrało się w sumie 5 osób i z bratem pokazaliśmy i przeszliśmy dokładnie tę samą trasę co wcześniej nam pokazał kolega Marek.
Jak na tę porę roku, Śnieżnik bez śniegu.
- Teren 9.30km
- Czas 03:45
- Temperatura -4.0°C
- Podjazdy 303m
- Aktywność Wędrówka
Szyndzielnia i Klimczok
Czwartek, 10 grudnia 2015 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 0
Tym razem padło na Bielsko Białą i znaną tam Górę Szyndzielnię.
Było mało czasu więc na Szyndzielnię wjechaliśmy kolejką, stamtąd poszliśmy na Klimczok i dalej do Schroniska Klimczok. Powrót prawie tą samą trasą z pominięciem szczytu Klimczok.
Z Szyndzielni zjeżdżaliśmy jako ostatni turyści.
- Teren 7.80km
- Czas 03:00
- Temperatura -2.0°C
- Podjazdy 137m
- Aktywność Wędrówka
Góry w obrębie Głuchołaz.
Niedziela, 6 grudnia 2015 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 0
Drugi dzień rajdu, to przejście z Podlesia, gdzie zawiózł nas autokar do Głuchołaz przez Przednią Kopę.
- Teren 11.60km
- Czas 05:00
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 240m
- Aktywność Wędrówka
Przechadzka z Rejviz do Jesenika
Sobota, 5 grudnia 2015 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 0
Rajd Mikołajkowy zorganizowany przez PTTK w Strzelcach Opolskich do którego należę.
Najpierw spacer przez Głuchołazy z miejsca zakwaterowania do miejsca skąd mieli mnie zabrać organizatorzy.
Przejazd do Czech do Rejviz a stamtąd przez Zlaty Chlum do Jesenika.
No i powrót na nocleg do Głuchołaz.
- Teren 3.80km
- Czas 01:30
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 90m
- Aktywność Wędrówka
Góra Świętej Anny
Wtorek, 24 listopada 2015 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 0
Wracając z Krakowa autostradą A4 postanowiliśmy z kolegą, że zatrzymamy się na Górze Świętej Anny. Kolega tam wcześniej nigdy nie był, a ja już dosyć dawno temu, więc pomysł był dobry.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przy stacji ORLEN, przeszli na drugą stronę i wyszli za teren parkingu przez bramkę techniczną.
Pokazałem mu Klasztor oraz amfiteatr.
- Teren 20.80km
- Czas 07:45
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 1150m
- Aktywność Wędrówka
W Góry Złote.
Sobota, 14 listopada 2015 · dodano: 14.11.2015 | Komentarze 2
Przedwczoraj basen, wczoraj jazda rowerem a dzisiaj wędrówka w górach.
Opis mam nadzieję jutro :-)
No i tak jak napisałem wyżej tak zrobiłem. Pogoda sprzyjała do tego by się zmobilizować i opisać wypad na Borówkową. Pada cały dzień. Ale do rzeczy .........
Nie udało się tradycyjnie uczcić w górach dnia 11-go listopada z powodu złych warunków atmosferycznych, napisałem tradycyjnie, bo od jakiegoś czasu ten dzień staram się spędzić na wędrówce i zdobyciu jakiegoś szczytu. Jest to też dzień dla mnie szczególny, gdyż w dniu tym wiele lat temu kiedy został on ustanowiony jako dzień wolny od pracy rozpoczęła się moja przygoda z górami.
Nie udało się we środę ale udało się w sobotę. W piątek 13-tego była już ładna i sprzyjająca pogoda więc wybrałem się na przejażdżkę rowerem, a na sobotę zaplanowałem wypad w góry.
W piątek wieczorem obdzwoniłem prawie wszystkich moich znajomych czy nie mają ochoty na wyjazd. Nikomu nie pasowało z powodów już zaplanowanych zajęć lub wykonywanej pracy. Pozostało mi jechać samemu.
Cel miał być jak najbliżej domu, by nie tracić czasu na jazdę. Jak najbliżej ale coś czego jeszcze nie było. Wypadło na Góry Złote i zdobycie Jawornika od strony Złotego Stoku.
Przeanalizowałem mapy oraz stronę internetową „mapa-turystyczna.pl”. Według map które posiadam opcje były dwie, według strony trzy. Wybrałem tę ze strony internetowej, żółtym szlakiem na Przełęcz pod Trzeboniem, stamtąd czerwonym już pod sam Jawornik, pod sam, bo czerwony przebiega obok szczytu i należy z niego zejść na żółty, by dotrzeć na wierzchołek. Żółty, ale nie ten sam, którym szedłem wcześniej, ten jest łącznikiem Jawornika z Borówkową.
Po przeanalizowaniu tras i czasów doszedłem do wniosku, że wystarczy mi czasu na to by z Jawornika podejść jeszcze na Borówkową i stamtąd zielonym wrócić do Złotego Stoku. Taka trasa mnie zadowalała.
5:30 pobudka, do sklepu po świeże pieczywo, herbata do termosu, 2 bułeczki z wędlinką i serem na drogę, dodatkowo 1,5 litra herbaty w butelce oraz 1,5 litra coca coli.
Planowałem o 8-mej być w Złotym Stoku i wyruszyć na trasę. Z map wynikało, że samego przejścia mam 6 godzin i 20 min. Wziąłem poprawkę na odpoczynki i robienie zdjęć i wyszło mi że powinno mi to zająć około 8 godzin, czyli powrót do samochodu jeszcze za dnia.
Na miejscu faktycznie byłem o 8-mej, ale w trasę wyruszyłem o 8:15, gdyż pokręciłem się trochę po rynku.
Rynek w Złotym Stoku.
Rynek w Złotym Stoku.
Rynek w Złotym Stoku.
Na Rynku stoi drogowskaz z oznaczeniami szlaków, był żółty którym miałem iść i był zielony którym miałem wracać. Czyli w zasadzie nie było obaw o to, że będę gdzieś kluczył by odnaleźć właściwą drogę. Jest też czerwony bezpośrednio na Jawornik Wielki, ale ten sobie pominąłem. Żółty biegnie szczytami nad doliną Złotego Potoku, czerwony zboczami poniżej żółtego, a zielony szczytami granicznymi z drugiej strony doliny.
Drogowskaz na Rynku w Złotym Stoku.
Wyruszyłem, pamiętając z mapy, że w mieście idzie się najpierw ulicą Leśną nie zwracałem uwagi na oznakowania. Dotarłem do wspomnianej ulicy i szedłem nią łagodnie pod górkę. Idąc jednak zacząłem wypatrywać znaków, ale takich nie widziałem. Wytłumaczyłem sobie to tym, że były na pewno na słupach elektrycznych, które jak zauważyłem były chyba niedawno zmienione na nowe. Pomyślałem, że jeszcze nie odmalowali znaków.
Doszedłem do końca ulicy i kiszka, nigdzie nie było żadnego znaku. W miejscu gdzie skończyła się ulica, można było iść w lewo, prawo i na wprost ścieżką pod górę. Boczne drogi okalały wzgórze. Przystanąłem i zacząłem się zastanawiać, czy nie wrócić do Rynku. Szkoda mi było jednak czasu jak chciałem iść na Borówkową. Wyciągnąłem mapę, zerknąłem i w miejscu tym gdzie stałem widniał szlak zielony, wyciągnąłem tablet i odpaliłem stronę mapa-turystyczna, włączyłem funkcję lokalizacji swojej pozycji i widzę, że jestem na szlaku żółtym i mam się piąć tą ścieżką pod górę. W takich przypadkach jak się okazuje pomocne są cuda techniki.
Ruszyłem w dalszą drogę, rozglądałem się dookoła szukając jakiś znaków, poza białymi złuszczonymi prostokątami na drzewach nic nie było. Wyglądało to jak pozostałość po oznaczeniu szlaku. Wychodziło na to, że szlak teraz biegnie w innym miejscu niż pierwotnie, co się po chwili potwierdziło.
Doszedłem do miejsca gdzie owa ścieżka wchodziła na drogę którą wiódł żółty szlak. Od tego miejsca starałem się bacznie rozglądać by nie zgubić drogi, gdyż co kawałek to było jakieś rozwidlenie bądź skrzyżowanie.
W większości drogi trasa biegła łagodnie po zboczu w bukowym lesie.
Bukowy las w Górach Złotych.
Pięknie wygląda las o tej porze roku, bezlistne drzewa koloru szarego na tle brązowych liści zalegających pod nimi, do tego wszystko skąpane w promieniach słońca. Szedłem tak i szedłem patrząc na otaczającą mnie naturę.
Minąłem po drodze punkt widokowy, z ławeczką i stołem.
Mieścił się na łuku drogi na lekkim podwyższeniu.
Wszedłem tam by się rozejrzeć i przy okazji by zrobić sobie pierwsze zdjęcie.
Idąc dalej wijącą się drogą doszedłem do przełęczy pomiędzy szczytami Ciecierzaw i Trzeboń. Na ten drugi miałem zamiar wejść. Na mapie widziałem, że od szlaku odchodzi ścieżka w prawo i wiedzie na szczyt. Miało to być w pobliżu jakiejś skały która też była zaznaczona na mapie.
Wypatrzyłem ową skałę, ale ścieżki nie było.
Nie stanowiło to jednak problemu, bo wszedłem w las i wdrapywałem się pod górę.
Doszedłem do skały, zrobiłem kilka zdjęć i poszedłem dalej szukać szczytu. Był dosyć płaski i rozległy.
Trzeboń 713 m n.p.m. zdobyty.
Przez środek z północy na południe biegła droga, którą zszedłem na Przełęcz pod Trzeboniem. Pierwszy etap mojej wędrówki odbębniony. Czas, zgodnie ze wskazaniami. Szedłem dokładnie tyle ile zapowiadały znaki, czyli półtorej godziny.
Na przełęczy dosyć rozległej znajduje się zagroda z wiatą z ławami i stołami, miejscem na ognisko i rowery do zaparkowania.
Przełęcz pod Trzeboniem.
Zrobiłem kilka zdjęć, dolałem sobie herbaty do bidonu i ruszyłem w dalsza drogą. Stąd już czerwonym na Jawornik Wielki. Żółty którym szedłem okala górę po jej zachodniej stronie i wiedzie do Jaskini Radochowskiej.
Od tego miejsca droga trochę bardziej już stromo pięła się w górę. Dotarłem do kolejnego miejsca z możliwością odpoczynku, ale nie przystawałem tylko dalej szedłem pod górę. Drzewa w tym miejscu się przerzedziły miałem przez to z lewej strony ładne widoki.
Tu przystanąłem i się rozejrzałem. Dostrzegłem przed sobą Trzeboń na którym byłem przed chwilą,
Dolinę Złotego Potoku a na jej końcu w dole Złoty Stok a w oddali Wzgórza Strzelińskie i Masyw Ślęży.
Doszedłem do ostrego skrętu w prawo, za nim dojrzałem kolejny stół i ławy oraz drogowskaz. Podszedłem, przeczytałem i … hm, o Jaworniku Wielkim nic nie było.
Czyżby nazwa Jawornik Wielki jaka była na drogowskazach wskazywała to właśnie miejsce? Najprawdopodobniej tak. Postanowiłem iść dalej wzdłuż szlaku i w jakimś miejscu zejść z niego. Miałem nadzieję, że jeśli nawet nie jest oznakowane dojście na szczyt to jakaś ścieżka będzie.
Już przymierzałem się do wyruszenie gdy zobaczyłem jak podchodzi do mnie jakiś jegomość. Przywitaliśmy się i ja od razu zapytałem czy idzie może na Jawornik i czy zna te tereny. Odpowiedział, że idzie ale gdzie to nie wie bo celu nie ma i okolicy nie zna. Ja mu powiedziałem o swoich zamierzeniach, więc On odpowiedział, że poszukamy w takim razie razem tego Jawornika. Ruszyliśmy pod górkę, dotarliśmy do miejsca, gdzie w prawo odbijała jakaś dróżka, oczywiście nie oznakowana. Pomyśleliśmy, że to właśnie musi być ta która prowadzi na wierzchołek. Uszliśmy kawałek gdy po naszej prawej stronie między drzewami dostrzegliśmy jakąś budowlę.
Jawornik Wielki.
Skręciliśmy i po kilkudziesięciu metrach znaleźliśmy się przy wieży widokowej na Jaworniku Wielkim.
Weszliśmy na górę by popatrzeć co widać. Poza tym co widziałem wcześniej to dostrzegłem jeszcze jeziora w Paczkowie oraz wiatraki w Lipnikach.
Porozmawialiśmy trochę, wymienili spostrzeżenia i zeszli z wieży. Ja powiedziałem mu, że idę na Borówkową, ale nie widzę szlaku który tu miał być. Znowu jakieś przekłamania miedzy stroną internetową a rzeczywistością. Postanowiłem iść na orientację, najpierw trochę się cofnęliśmy czerwonym a później z niego zeszli na jakąś wyraźną dróżkę oznaczoną jakimiś znakami dla mnie nie znanymi. Ale skoro są znaki to muszą gdzieś prowadzić. Ważne, że w dół i w kierunku wschodnim, czyli tam gdzie jest granica naszego kraju z Borówkową na niej leżącą.
Ścieżka zniknęła, zrobiło się dosyć gęsto, widać nikt albo mało kto nią chodził. Na szczęście znaki na drzewach były wyraźne i dosyć gęsto i rozsiane. Były to prostokąty, przedzielone w poprzek na pół w dwóch kolorach, jeden trójkąt był biały a drugi żółty.
Po tych oznaczeniach dotarliśmy do Przełęczy Jawornickiej. Tu już znajdował się drogowskaz z zielonym szlakiem łączący Złoty Stok z Borówkową.
W pobliżu nie omieszkałem wejść na skałkę, która leżała na przełęczy i opadała dosyć stromo w kierunku osady Orłowiec.
Stąd wzdłuż granicy i tu ciekawostka, bo idąc z zachodu na wschód mamy przeważnie Polskę po lewej stronie, a tu odwrotnie. Po lewej Czechy a po prawej Polska.
Po kilkuset metrach płaskiego terenu granica wraz ze szlakiem skręca pod kątem 90 stopni w prawo i opada dosyć stromo w kierunku Przełęczy Różaniec.
Przełęcz Różaniec to najniższa przełęcz w Górach Złotych. Na polskiej tabliczce widnieje (583) inna wysokość niż na czeskiej (600), a na mapie jeszcze inna, bo 593 m n.p.m. Jak by nie było, to gdy przystanąłem i przeanalizowałem różnicę wysokości między przełęczą a Borówkową to wyszło podejście 300 metrowe. No niczym w Tatrach, na myśl mi przyszło. A to nie Tatry czy wysokie Beskidy, tylko Góry Złote, gdzie szczyty ledwo przekraczają 900 metrów.
Po obfotografowaniu okolicy ruszyliśmy pod górę. 3 km drogi w tak jak by trzech etapach. Najtrudniejszy i najbardziej stromy to podejście na Krowią Górę Małą 775 m n.p.m., wypłaszczenie i kolejne podejście na Krowią Górę Wielką 803 m n.p.m. wypłaszczenie i podejście już na Borówkową.
Przed szczytem kolejne formacje skalne.
Wierzchołek zdobyłem o 12:12 czyli po czterech godzinach. A na szczycie wieża widokowa z tarasem widokowym znajdującym się na 24 metrach. Kilkoma zadaszeniami z ławami i stołami. Zabudowa jakiejś gastronomi, miejscem na ogniska, pomnikami i tablicami upamiętniającymi wydarzenia i ludzi.
Wieża widokowa na Borówkowej.
Pierwsze co zrobiłem to wszedłem na wieżę i podziwiałem widoki. Pogoda już nie była tak ładna jak rano, zachmurzyło się ale i tak było widać odległą okolicę. Góry Bialskie, Masyw Śnieżnika z samą górą zakrytą chmurami, Czarną Górę, Góry Bystrzyckie, Stołowe, Bardzkie i Sowie oraz Masyw Ślęży. Dojrzałem też Jezioro Otmuchowskie oraz Nyskie łącznie z miastami tam leżącymi.
Przy lepszej pogodzie dojrzałbym i pewnie Grodków, bo z Grodkowa nieraz widać Borówkową.
Po zejściu z wieży czas było na odpoczynek i na konsumpcję. Umiejscowiłem się w wiacie osłaniając się od wiatru. Wyciągnąłem bułkę i termos z herbatą. Jak to mój kolega mówi, „nie ma nic pyszniejszego jak gorąca herbata z termosu pita na szczycie”, a ja przystawiając kubek do ust, wziąwszy pierwszy łyk pomyślałem o tym, że całkowicie się z nim zgadzam.
Nie zabawiłem zbyt długo na szczycie, gdyż do samochodu miałem 9 km i czas przejścia jaki pokazywały drogowskazy to ponad dwie godziny. A chcąc jeszcze za dnia wyjść z lasu to musiałem najpóźniej o 13-tej wyjść.
Schodząc na Przełęcz Różaniec czułem już zmęczenie. Dotarłem tam po 40 min. czyli 5 min przed czasem. Czekało mnie teraz 150 metrów podejścia na Przełęcz Jawornicką. Co jakiś czas sprawdzałem stan wysokości na moim liczniku, i widząc jak przybywa to się pocieszałem, że jeszcze 100, jeszcze 50, 20.
Stanęliśmy na przełęczy. Stanęliśmy bo kompan szedł nadal ze mną. Na chwilę się zatrzymaliśmy, powiedziałem wtedy, że ta przełęcz leży pomiędzy Jawornikiem Wielkim a Małym, który musi tu być po czeskiej stronie. Nie powiem, miałem ochotę tam podejść i widać mój kompan też bo bez słowa ruszyliśmy razem w kierunku gdzie teren się wznosił. Po kilkuset metrach dostrzegliśmy jakąś formację skalną.
Dotarliśmy i wdrapaliśmy się na nią. Kolejny szczyt dzisiaj zdobyty,
Jawornik 764 m n.p.m.
Zrobiłem kilka pamiątkowych zdjęć i ruszyliśmy w drogę. Dotarliśmy znowu do Przełęczy Jawornickiej. Stąd już tylko 1:35 do Złotego Stoku. Po drodze schodząc prawie cały czas, piszę prawie bo było jeszcze jedno podejście i zdobycie góry o nazwie Kikoł, mijaliśmy wiele różnych skałek. Nie sądziłem, że jest ich tutaj aż tyle.
I czym bliżej Złotego Stoku to miały one inny kolor, nie były już czarne tylko o zabarwieniu takim jakimś rudym, czerwonawym.
Na dole przeszliśmy jeszcze przez park linowy, który zrobił na mnie wrażenie z powodu swojej wielkości. Ogromy teren i to tak rozłożony z dwóch stron wąwozu. Jak ktoś lubi to polecam.
W samym mieście zauważyłem gdzie źle poszedłem, że zgubiłem szlak żółty. Ale teraz to nie miało już najmniejszego znaczenia. Dotarłem do samochodu, w zasadzie dotarliśmy bo kolega zszedł tam razem ze mną. Zaproponowałem mu, że podwiozę go do jego samochodu, ale nie chciał. Powiedział że ma czas i że kupi sobie coś w sklepie i się przespaceruje bo nie ma daleko. Podziękowaliśmy sobie i pożegnali, życząc kolejnego spotkania na szlaku.
Była godzina 16:02, prawie 8 godzin w terenie. W domu po przeanalizowaniu map, spisaniu odległości i różnicy wzniesień wyszło, że przeszedłem 20,8 km i 1150 metrów pod górę. Do tego 8 zdobytych szczytów.
Góry Złote, a przewyższenia takie jak w najwyższym Beskidzie Żywieckim lub Tatrach.
Rudawiec i Kowadło w jednym przejściu.
Niedziela, 25 października 2015 · dodano: 17.11.2015 | Komentarze 0
Kolega nie miał jeszcze w swojej kolekcji KGP Rudawca orz Kowadła. Pierwszy leży w Górach Bialskich a drugi w Górach Złotych. Szczyty te leżą w bliskiej odległości od siebie, dojść na nie można z Bielic. ale z jednego na drugi nie ma bezpośredniego dojścia i by je zdobyć, należy wejść na jeden, zejść do Bielic i dopiero wejść na drugi, no chyba że .......
Samochodem dojechaliśmy do końca drogi w Bielicach, stanęliśmy na parkingu obok leśniczówki. Obraliśmy cel, najpierw Rudawiec a później Kowadło.
Ruszyliśmy wzdłuż Białej Lądeckiej, na której jest małe spiętrzenie w postaci dwóch zbiorników.
Po drodze na szlaku jakieś ruiny. Może schronu turystycznego lub czegoś innego.
W jednym miejscu jest drogowskaz na szlaku, że odbijając z niego za 150 metrów trafimy na schron turystyczny. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Schron nowo postawiony, na dole stół i ławy a na górze miejsce do spania. Obok można rozpalić ognisko, gdyż nie jest to jeszcze na terenie parku.
Po obejrzeniu schronu wróciliśmy na szlak i ruszyli w kierunku szczytu.
Dotarliśmy do granicy. Stąd w prawo i w kierunku szczytu.
Minęliśmy szczyt Iwinka i dalej do miejsca gdzie stał drogowskaz z czeską nazwą Rudawca. Polska hora czyli Rudawiec.
Rudawiec zdobyty.
Wracając doszliśmy do miejsca, gdzie szlak odbija w lewo. Dalej biegnie granica ale bez szlaku pieszego. My mieliśmy wrócić do Bielic i podejść na Kowadło. No chyba że .... no właśnie. Wpadliśmy na pomysł, by iść wzdłuż granicy i dojść najpierw do czeskich szlaków na Przełęczy Trzech Granic a stamtąd na Kowadło. Wiedziałem, że idąc granicą nie zgubimy się, a widać było, że jakaś ścieżka obok słupków wiedzie.
Ruszyliśmy przed siebie. Pokonaliśmy kilka wzniesień i przełęczy. W którymś miejscu Jarek zaproponował, by odnaleźć najwyższy szczyt Gór Bialskich - Postawną. Przeanalizowaliśmy mapy i będąc w pobliżu, wypatrywaliśmy jakiejś ścieżki odbijającej w lewo. Postawna nie leży na granicy, tylko kilkaset metrów od niej.
Trochę kluczyliśmy zanim dojrzeliśmy tabliczki. Postawna odnaleziona i zdobyta.
Chcieliśmy tu zrobić popas, ale teren był tak podmokły że nie było możliwości usiąść. Postanowiliśmy iść dalej.
Wróciliśmy na granicę i dalej w kierunku kolejnego szczytu, tym razem granicznego. Przed nami Brusek. Ciekawe na tym terenie wzniesienie.
Brusek zdobyty.
Widok z Bruska w kierunku zachodnim. Tą ścieżką przyszliśmy.
Na Przełęczy Trzech Granic zrobiliśmy sobie odpoczynek. Wyciągnąłem termos z herbatą i kanapkę. Towarzysze podobnie.
Stąd na Kowadło wzdłuż granicy biegnie szlak żółty.
Po drodze jest kilka wzniesień, pierwsze z nich to Smrek Trójkrajny 1117 m n.p.m. Wysokość taka sama jak Postawnej. Chciałbym zaznaczyć, że jesteśmy już na terenie Gór Złotych. No i tu nasuwa się pytanie, dlaczego ten szczyt nie jest najwyższym szczytem Gór Złotych tylko Kowadło, które jest niższe.
Ruszyliśmy dalej, przed nami kilka podejść i zejść.
Kowadło widoczne w oddali. Za tym wzgórzem, za tym lasem ostatnie podejście dzisiejszej wędrówki.
Na przełęczy przed Kowadłem do szlaku żółtego granicznego dołącza szlak zielony z Bielic. Z tym, że po jakiejś odległości, trudno mi to teraz określić odbija on w lewo i nie biegnie już wzdłuż granicy. My podążyliśmy do końca żółtym.
W jednym miejscu znajduje się ciekawe kamieniste podejście.
Na końcu którego jest punkt widokowy.
Widok na Rychlebskie Hory.
Kowadło 989 m n.p.m. zdobyte. Najwyższy szczyt Gór Złotych.
Ze szczytu by nie wracać tą samą drogą wracaliśmy szlakiem zielonym.
W drodze do Bielic.
Kowadło widziane z Bielic.
Koniec wędrówki.
Trasa bardzo ciekawa, zwłaszcza te fragmenty wzdłuż granicy. Najciekawszy tam gdzie nie ma szlaku, czyli okolice Postawnej i Bruska.